środa, 12 marca 2014

Samotność. Czasami to okropne uczucie skłania człowieka do zrobienia czegoś głupiego.



Z sercem dziecka
Idź, stań w obliczu zmartwień dnia
Z sercem dziecka
Zamień każdy problem w zabawę
Nie ma potrzeby się martwić

- Będziecie mieli córeczkę!
    Szatynka siedziała w salonie oglądając swoje zdjęcia. Wspominała czasy, kiedy jej mama jeszcze żyła, tata odciągał ją od muzyki i rzeczywistości, pierwszy raz się zakochała i rozstała, zaręczyła się, wyprowadziła i wzięła ślub...
    Tak, dobrze widzicie. Violetta, ta niewinna i nieśmiała dziewczyna nie uczy się już w prestiżowej szkole muzycznej, nie mieszka razem z nadopiekuńczym tatusiem i nie ma już siedemnastu lat. Teraz to  mądra i niezależna  dwudziestolatka, w ciąży ze swoim mężem Leonem Verdasem. 
    Siedząc tak, co chwila roniła łzę wzruszenia i tęsknoty do tamtych czasów. W głowie ciągle chodziły jej słowa lekarza "Będziecie mieli córkę!". Córkę, która odziedziczy urodę po mamie i charakter po ojcu. 
- Co robisz, księżniczko? - Leon usiadł obok ukochanej i dotknął jej brzucha. Pocałował go delikatnie, po czym zrobił to jeszcze raz, tym razem w usta Violetty.
- Wspominam... Nie mogę uwierzyć w to, że mam takiego wspaniałego męża i niedługo córkę. To najpiękniejszy dar, jaki mogłabym kiedykolwiek dostać - jedna łza spłynęła po jej policzku. Wtuliła się w rozgrzany tors chłopaka i nie wiadomo kiedy, zasnęła.


Ktoś się trzęsie, gdy wieje wiatr
Ktoś traci przyjaciela, czekaj
Komuś brakuje bohatera
I nie mają oni pojęcia
Kiedy to się skończy

- Ale... Jak to?
    Te słowa nie chciały, nie mogły opuścić jej głowy. Przed kilkoma sekundami okazało się, że jej jedyna przyjaciółka wyjeżdża. Na zawsze.
- Przepraszam. Przepraszam, ale muszę. Ja i Marco postanowiliśmy już o tym kilka miesięcy temu, ale nie wiedzieliśmy jak ci powiedzieć... Jedziemy do Włoch, tam będzie nam łatwiej - Francesca położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki. Ta podniosła dotąd schyloną głowę i mocno ją przytuliła. Tak, jakby miała jej nigdy nie puścić.
- Będę za tobą tęsknić najbardziej na świecie.
- Ja też, Violu - odparła ze łzami w oczach. - Jutro mamy samolot. Przyjdziesz?
- Oczywiście. Zostaniesz jeszcze? - zapytała smutno.
- Nie mogę, muszę się spakować. Marco czeka na mnie w aucie. Przekażesz Leonowi? - pokiwała twierdząco głową. - To.. Do jutra.
    I wyszła. A co zrobiła Violetta? Pobiegła do pokoju i się w nim zatrzasnęła. Wtuliła twarz w poduszkę, która po niecałych pięciu minutach już cała przesiąkła słonymi łzami.
    W tym czasie, jak co dnia Verdas wrócił do domu z pracy. 
- Jestem! - krzyknął, jednak nie dostał odpowiedzi.
    Trochę się zaniepokoił, ponieważ Violetta zawsze albo coś odkrzyknie, albo przyjdzie do niego i go przytuli lub pocałuje, a tu? Cisza, głęboka i pusta.
    Szybko wbiegł po schodach i z zamiarem wejścia do ich sypialni nacisnął klamkę. Drzwi były zamknięte. Wtedy zaczął do niej krzyczeć, jednak jedyną odpowiedzią było jego echo odbijające się w korytarzu. Bez zastanowienia wyważył drzwi. Dziewczyna nawet go nie zauważyła, a to co ujrzał go przeraziło. Podszedł do niej i przytulił do siebie mocno. 

~*~
- Dzwoń do mnie codziennie.
    Włoszka z przyjaciółką nie przestawały płakać. Już dobre dziesięć minut stały do siebie przytulone. Chłopaki również się ze sobą żegnali, i  nie ukrywali smutku jaki był wymalowany na ich twarzy.
- Muszę iść... - Francesca niechętnie oderwała się od Violetty i łapiąc za bagaże, odeszła. 
    Małżeństwo stało tam jeszcze przez chwilę. Kiedy samolot wzniósł się ku niebu wrócili do domu. W ciszy spędzili całą resztę dnia.

Jestem twoją radością
Najlepszą z twoich radości
Jestem światłem księżyca
Ty jesteś wiosną
Nasza miłość jest świętą rzeczą
Wiesz, że zawsze będę cię kochał


- Szybko!
    Verdas biegał jak potłuczony, nie mógł znaleźć swoich kluczy. To teraz, a właściwie zaraz na świat ma przyjść ósmy cud świata - dziecko, jego i jej.
    Kiedy je znalazł zaniósł swoją ukochaną do auta. Jechał ostrożnie, jednak szybko co chwila spoglądając na tylne siedzenie. Cały czas słychać było jęki, krzyki i prośby o szybszy dojazd na miejsce.

~*~

- Ile jeszcze mam czekać?
    Co chwila podchodził do pielęgniarek męcząc je o odpowiedź. Czas był nieokreślony. Siedział już tam dobre dwie godziny, wyrywając sobie włosy z głowy i obgryzając paznokcie. 
    W końcu usłyszał. Usłyszał to, na co tak długo dane mu było siedzieć na korytarzu szpitala. Pozwolili mu wejść, a tam zastał swoją żonę, w rękach trzymającą małe dziecko. Z oczy popłynęły mu łzy szczęścia, śmiał się jak opętany. Podszedł do nich i pocałował je, po kolei. 
- Kocham was najbardziej na świecie.
    Uśmiechnęli się do siebie.
- Jak damy jej na imię? 
- Myślałam nad Susie. Ładne, prawda? - zaproponowała.
- Oczywiście. Moja mała Susie. Piękne imię.


W najciemniejszej godzinie
W mojej najgłębszej rozpaczy
Czy będziesz się nadal troszczyć?
Czy będziesz tam?
W moich próbach
I w moich mękach
Poprzez nasze zwątpienia
I frustracje
W mojej przemocy
I niepokoju
Poprzez mój strach
I moje wyznania
W moich udrękach i moim bólu
Poprzez moją radość i smutek
W obietnicy innego jutra
Nigdy nie pozwolę Ci odejść
Zawsze będziesz w moim sercu


- Co się stało?
    I znowu. Coś poszło nie tak, coś się zawaliło, coś zniknęło.
- Chodzi o to, że... Twój tata, on nie żyje - wyszeptała Angie.
    Nie pytała o nic. Opadła bezwładnie na kolana, nie kryjąc strumieni łez, smutku, żalu i rozpaczy. Skuliła się nie przestając szlochać, aż w końcu zdobyła się na odwagę zapytać.
- Co.. Co się stało? - ponownie, użyła tych słów. 
- Dostał zawału. Przyczyny są nieznane.
    I ją zostawiła. Zostawiła samą, na środku przejścia w parku. Po co miała się patrzeć na to, jak powoli upadała, traciła najcenniejsze osoby w jej życiu? Po nic. Dlatego odeszła.
    Ojciec był dla niej kimś więcej. Więcej niż dobrym przyjacielem. Mówiła mu o wszystkim, bez wyjątku. Spędzali razem każdą wolną chwilę na śpiewaniu, wspólnych wyjściach czy rozmyślaniu nad tym, jak będzie wyglądało jej życie w przyszłości. A teraz? Nie ma go. Zostawił ją samą. A pamiętała, jak zawsze powtarzał, że tak bardo chciałby zostać dziadkiem. I został. Zdążył zobaczyć jeden, jedyny raz pociechę szatynki.

~*~

    Założyła na siebie długą, czarną sukienkę i tego samego koloru szpilki. Ciemny makijaż i kapelusz z czarnym welonem ukrywał jej zapuchnięte od płaczu oczy.
- Susie, no chodź - szepnęła do swojej córeczki i wzięła ją na ręce. - Może dziadka z nami nie ma, ale bardzo cię kocha. Wiesz? Nie chciałby, żebyś się smuciła. Chciałby, żebyś się często śmiała i nie martwiła niczym - głos zaczął jej drżeć. - Spełnisz jego życzenie?
    Mała w odpowiedzi zaśmiała się głośno, ale przecież miała dopiero miesiąc. Nie miała pojęcia o niczym, co się dzieje.
- Idziemy.
    Leon, w czarnym garniturze pociągnął ukochaną w stronę drzwi. Dziecko zostawili pod nadzorem opiekunki, nie brali jej ze sobą. 
    Dotarli na miejsce. Przyszło niewiele osób, ponieważ German nie był najbardziej lubiany. Wszyscy byli już w kościele.
    Kiedy przyszedł moment na pochowanie go... Dziewczyna nie wytrzymała. Rozpłakała się na cały głos.
- Opiekuj się mamą.

Moje życie zaczęło się gdy uśmiechnąłem się wesoło
Słodkie jak cukierek dla dziecka
Zostań tu i kochaj mnie przez chwilę
Niech smutek zobaczy, co radość potrafi uczynić
Niech radość pojawi się tam, gdzie smutek był

- Sto lat, sto lat!
   Atmosfera dzisiaj była niesamowita. Wesoła, ciepła i rodzinna. Mała Susie już nie jest taka mała, kończy sześć lat.
- Zaśpiewasz nam coś?
- Tak - odparła dziewczynka.
   Podeszła do pianina i zagrała piosenkę, którą rodzice małej słyszeli po raz pierwszy. W oczach Violetty pojawiły się łzy wzruszenia.
- Napisałam ją dla was.
    Przytulili się razem, a później? Śpiewali razem, śmiali się, jedli razem tort i po prostu się bawili. Bo co może być piękniejszego, od chwil spędzonych z rodziną? I to w dodatku kochającą, najlepszą na świecie? Chyba nic, bo to wtedy rodzą się najpiękniejsze wspomnienia, najcudowniejsze, które za kilkadziesiąt lat będą wspominać razem, przy kominku z gorącym kubkiem herbaty.


Zamykam Oczy
Żeby spróbować zobaczyć twój uśmiech jeszcze raz
Ale to było tak dawno, jedyne co teraz robię, to płaczę
Czy nie możemy znaleźć miłości, żeby to odeszło?
Ponieważ ból jest silniejszy każdego dnia...
  
- Tęsknię, wiesz?
    Spojrzała na kalendarz. Dzisiaj mijało sześć lat, od kiedy German odszedł. Szatynka zbierała się, by wyjść z domu i odwiedzić grób ojca. Susan była w przedszkolu, a Leon jak to Leon wybrał się by pojeździć na Motocross'sie. W taki dzień, to dziwne, prawda? Nienawidził tej daty. Starał się zapomnieć, ponieważ chcąc nie chcąc, tęsknił za nim. I to mocno.
    Nagle zadzwonił jej telefon. Podeszła do szafki i spojrzała na wyświetlacz. 
- Dziwne - szepnęła do siebie.
   Dzwonił nieznany numer, ale odebrała.
- Halo?
   Z każdym słowem, które usłyszała coraz bardziej myślała, że to żart. Że jest tu jakaś ukryta kamera, albo ktoś sobie z niej żartuje. 
   Upuściła telefon i wybiegła z domu. Kierując się na tor Motocross'owy łzy cisnęły się jej do oczu.
"Może to tylko żart? Na pewno. To niemożliwe" - myślała.
   Kiedy dotarła na miejsce podeszła do niej Lara - mechanik Leona. Kiedy wszystko okazało się być prawdziwe... Nic nie miało już sensu. Zobaczyła to, jak wnoszą go do karetki, choć wiadome już było, że żaden ratunek nie zda się już na nic. 
   Pojechała do szpitala, mało co nie powodując kilku wypadków. Tym razem, to ona siedziała pod drzwiami wyczekując na odpowiedź. Jednak jedno słowo nie wystarczyło. Pytań było więcej.
Czemu?
Dlaczego?
Jak?
No właśnie. Coś było nie tak, zdecydowanie za często używała tych słów, prawda? 

~*~

- Mamo, gdzie jest teraz tatuś?
    Bała się. Bała powiedzieć prawdy, nie chciała, żeby ostatnia ważna osoba w jej życiu o tym wiedziała. A może to ona, sama przed sobą próbowała to ukryć?
- Wiesz... Tatuś jest teraz razem z dziadkiem - mówiła nie kryjąc łez. -  Patrzą na ciebie z góry i chcą, żebyś była szczęśliwa. Żebyś nie płakała, wiesz? 
- Chcesz powiedzieć, że jest teraz aniołkiem? - mała usiadła jej na kolanach.
- Tak. Jest aniołkiem i nad tobą czuwa, a kiedyś - uniosła palec w górę. - Kiedyś do niego dołączymy. I będziemy razem już zawsze. 
- Mamo... - szepnęła. - Ale nie chcę kiedyś... Ja chcę teraz - wtuliła się w ramie Violetty. Obie siedziały w salonie przez jakiś czas płacząc. Kolejna, ważna osoba odeszła. Na zawsze.


Upadek ze schodów
Jej sukienka rozdarta
Krew we włosach...
Ponura tajemnica panuje w powietrzu
Leży tam tak delikatnie
Ukształtowana tak smukłe
Podnieście ją ostrożnie
Oh krew na jej włosach...

- Wychodzę!
   Szatynka siedziała na kanapie w salonie oglądając jakiś nudny serial w telewizji. Kilka dni temu jej córka skończyła dwanaście lat. Teraz wygląda identycznie jak jej mama, a charakter odziedziczyła  po ojcu. 
    Korzystając z okazji, że Susie wyszła z domu z koleżankami do miasta, postanowiła powspominać stare czasy. Kiedy wszystko było dobrze, kiedy wszyscy byli razem.
    Poszła do swojego pokoju. Nie, nie spała już w dawnej sypialni którą dzieliła z Leonem. Tam zostały wszystkie wspomnienia, które chciała ukryć i zostawić dla siebie. A kiedy przychodziła tam czasem, by posprzątać kładła się na jego połowie łóżka, które przesiąknięte było zapachem jego perfum i myślała. Myślała, płakała a po jej głowie krzątały się różne okropne myśli, które zaraz odganiała świadomość tego, że dla swojej córki musi zrobić wszystko. Ale jednego była pewna. Nigdy nie pokocha nikogo tak bardzo jak tego jedynego Leona Verdasa. Nigdy.

~*~

- Zaraz tam będę.
   Już nie pytała. To był moment, w którym powiedziała dość. Koniec, będzie walczyć o szczęście. Zgarnęła swoje rzeczy i wsiadła do auta. Skierowała się do szpitala, który był już jej bardzo dobrze znany. Nieznośnie znany. 
- Przepraszam? Gdzie leży Susan Verdas? - spytała recepcjonistki, będąc na miejscu.
- A kim pani dla niej jest?
- Matką - odparła stanowczo. - Chcę wiedzieć, co się wydarzyło. Wszystko, kiedy to było? Gdzie? Proszę mi powiedzieć, straciłam już byt wiele...
- Spokojnie - położyła jej dłoń na ramieniu. Podała szklankę wody i zaprowadziła do gabinetu. - Więc... Kiedy Susan była w sklepie z przyjaciółkami był napad... Wszędzie byli ludzie z pistoletami, jest ranna. Są bardzo małe szanse na przeżycie...
- Niech pani tak nie mówi! - krzyknęła. - Ona przeżyje! Słyszysz?! Będzie ze mną, do końca! Jest ostatnią osobą, która mi została!
- Ale proszę się...
- Nie! Nic Pani nie rozumie, nic! - wrzasnęła i wybiegła z pomieszczenia. - Gdzie? Gdzie jesteś, Susie?!
   Krzyczała i biegała po szpitalu. Kiedy ją znalazła... Weszła do pokoju zapłakana. Złapała ją za rękę, była podpięta do różnych maszyn. Nagle jedna z nich zaczęła piszczeć. Była na niej widoczna kreska, długa, niekończąca się. 
    Wygonili ją z pomieszczenia. Osunęła się na ścianie i płakała. Nie miała już po co żyć. Bo kto jej pozostał?

Nie możesz w to uwierzyć
Nie możesz sobie tego wyobrazić
I nie możesz dotknąć mnie
Ponieważ jestem nietykalny
I wiem, że nienawidzisz tego
I nie możesz tego znieść
Nigdy mnie nie złamiesz
Ponieważ jestem niezniszczalny


- Zostawcie mnie w spokoju!
   Przyjaciele. Znajomi. Rodzina. Ludzie. Otrząsnęli się dopiero, kiedy przydarzyło się coś takiego. Przychodzą do niej z pytaniami "Wszystko okej?", "Pomóc ci?", "Zostać z tobą?". Odpowiedź była jednakowa - nie. I tak ich to nie obchodziło, więc po co? Po co marnować sobie czas na osobę, która ma głęboką depresję? Po nic.
    Ta świadomość zabija człowieka od środka. Kiedy wiesz o tym, że straciłeś kogoś ważnego, kto był twoim wzorem, miłością, nadzieją, szczęściem, po prostu, sercem, ale wiesz, że nigdy nie wróci. Wmawiasz sobie, że tam mu lepiej i, że kiedyś będziecie razem, ale... To nie jest takie proste. Coś rozrywa cię od środka, jakby ukryła się tam bestia, która próbuje uciec. Uciec od rzeczywistości, szarej i ponurej do świata, w którym... Wszystko jest inaczej. Jest kolorowo. Nikt się niczym nie martwi, po prostu...
   Czemu to jej się przytrafiło? "Dlaczego ja?" - to pytanie zadaje sobie każdy. Czy to nie bez sensu? Pytasz się o to, choć wiesz, że nie uzyskasz odpowiedzi. To mógł być każdy inny, ale Bóg wybrał sobie właśnie Ciebie, mimo, że nie zrobiłaś nic złego. Jesteś tylko marionetką, którą On bawi się, gdy dopada go nuda. Ty nie masz tu nic do gadania, przykro mi.

Mam już dość tych niesprawiedliwości
Mam już dosyć tych spisków
To dla mnie obrzydliwe
Co to wszystko znaczy
Poniżają mnie
To takie głupie
Cały system jest do bani, kotku

- Koniec z tym.
   Postanowiła. Postanowiła, i zdania już nie zmieni. Czy dobrze postąpiła? Później nie będzie już odwrotu, ale chce. Chce to zrobić, nie ma wręcz wyjścia. 
   Spakowała do torebki najpotrzebniejsze rzeczy i wyszła z domu. Nie zamykała go, tylko pobiegła w pewne miejsce. Miejsce, które było dla niej, nich ważne.
   Tam powiedział jej, że ją kocha. Tam, pierwszy raz się pocałowali. Tam, jej się oświadczył a ona powiedziała mu o ciąży. To ta sama, stara ławka która wiązała ze sobą tak wiele wspomnień... Tych dobrych. Czas, aby to zmienić. Jedno złe wspomnienie nie zaszkodzi, prawda? Ale pozostaje pytanie... Czy to jest według niej złe? Teraz tam chce zakończyć. 
    Kiedy była na miejscu wyciągnęła z torby kartkę i długopis. Łzy leciały po jej policzkach strumieniami, ale nie zważała na to. Jeszcze raz, jej dłoń zanurkowała w torbie, a kiedy ją wyjęła w dłoni trzymała garść tabletek. Cała drżąc połknęła je, zacisnęła powieki i złapała mocniej ołówek. Zaczęła pisać...

"Więc... Chciałam tylko się pożegnać. Życzę wam, żeby nie spotkało was to samo, co mnie... Teraz będę w lepszym miejscu.  Z rodziną, a w tej chwili... Chcę tylko powiedzieć - do zobaczenia"

   Upuściła przedmioty na ziemię. Jej powieki stały się ciężkie, świat zaczął wirować, aż w końcu... Zobaczyła rażące światło. Potem była już tylko ciemność.

Każdego dnia tworzysz swą historię
Na każdej drodze, którą podążasz, pozostawiasz swe dziedzictwo
Każdy żołnierz umiera w chwale
Każda legenda opowiada o podboju i wolności
Nie pozwól, aby cię ściągano w dół
Wznieś się wysoko nad ziemię
Leć dalej, aż będziesz królem gór
Żadna przemoc natury nie zdoła
Złamać twej woli do samomotywacji
Mówi, że to twarz, którą widzicie
Jest przeznaczona dla historii
Ile jeszcze ludzi musi płakać?
Ta pieśń bólu i cierpienia na całym świecie
Zanim rozciągniemy nad nimi wasze kojące dłonie


***
Cześć.
Obiecałam OS, prawda? No i jest. Lekko depresyjny, ale... Nie mogę pisać o czymś innym.
A teraz... "Gdzie Leonetta?!"
To opowiadanie miało pokazać, że nie wszystko zawsze jest piękne. Nie wszystko układa się dobrze i jest jak w bajce.
Jest mi ciężko i chciałabym, żebyś zobaczyli mniej więcej jak ja się teraz czuję i żebyście mnie zrozumieli... Nie życzę wam tego, broń Boże! Chcę, żeby układało wam się jak najlepiej.
Co chwile w tekście pojawiają się jakieś teksty, prawda? 
Są to fragmenty poszczególnych piosenek Michael'a Jackson'a.
Wiele osób nie dostrzega jego przekazu. A szkoda, dlatego umieściłam tu kilka piosenek. Gdyby ktoś był zainteresowany... (Będę lecieć po kolei):
MJ - Little Susie (piosenka jest piękna, ja zawsze przy niej płaczę)
Jeśli ktoś to przeczytał (w co szczerze wątpię) to gratuluję.
Chciałam jeszcze coś napisać...
Dedykuję ten rozdział mojej kochanej Martynie i Kamili. Bez was pewnie nie wychodziłabym z domu i odcięła się od wszystkiego.

Bless, 
Malffu V. Jakcson