czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 6

"O, czyżbyś przyprowadziła jakiegoś przystojniaka do domu?"

     W środku zastałam tatę, Angie, Jade, Ramallo i Olgę wraz z jakąś starszą kobietą. Pomyślałam, że to pewnie babcia.
- Violetto! Jak ty wyrosłaś! - podbiegła do mnie i mocno przytuliła. - Jesteś taka podobna do mamy! I jestem przekonana, że śpiewasz równie pięknie jak wyglądasz - dodała a ja się uśmiechnęłam.
- Ja też się cieszę, że cię widzę - zaśmiałam się. - Myślałam, że już nie przyjdziesz.
- Przepraszam cię, ale jakoś nie miałam czasu. Ostatnio jestem strasznie zabiegana.
- Nic nie szkodzi - odparłam i usiadłam obok cioci.
- Może nam coś zaśpiewasz? - zaproponował tata, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Wzruszył ramionami.
- Nie za bardzo wiem co - oznajmiłam.
- Może tą piosenkę, którą napisałaś? - zaproponowała Angie. Podeszłam do pianina i zaczęłam grać. Skończyłam po refrenie.
- Dalej jeszcze nie mam - rzekłam niepewnie odchodząc od instrumentu. Wszyscy bili brawa, oprócz Jade, która jak zwykle się czegoś czepiała. Zignorowałam ją i usiadłam pomiędzy babcią a ciocią. Miło razem spędziliśmy czas, aż nie przerwał nam mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz - Diego. Odrzuciłam połączenie.
- Może to coś ważnego? Odbierz - powiedział Ramallo który przez cały czas siedział cicho.
- Nie, na pewno nie. Mogę iść spać? Jestem bardzo zmęczona - wszyscy mi przytaknęli a ja się sztucznie uśmiechnęłam.
     Wbiegłam do pokoju jak torpeda. Musiałam przed nimi udawać, że wszystko jest okej. Jeszcze nikt mnie tak nie potraktował. Mam rozumieć, że on mnie tylko wykorzystał, żeby zaliczyć to jakieś ćwiczenie? Świetnie.
Rzuciłam moim pamiętnikiem o ziemię a do pokoju weszła Angie.
- Violu, co się stało? - spytała troskliwie podnosząc zeszyt.
- Nic, Angie, nic. - odparłam i cicho westchnęłam.
- Coś mi się nie wydaje, czemu rzucasz pamiętnikiem? Z tego co wiem, to rzecz święta - zaśmiała się.
- Leon, to się stało. Najpierw był dla mnie miły, nauczył mnie tańczyć, a teraz co? Śmiał się ze mnie, i to w dodatku w mojej obecności - rzekłam a ciocia mnie przytuliła.
- Cały Verdas, kochanie. Na niego nie ma sposobu. On taki jest, i już - pogładziła mnie po głowie. - Ale wiesz, jest już późno. Wiem, że jest sobota, ale jeśli chcesz zdać do Studia to musisz poćwiczyć - dodała i wyszła. Podreptałam do łazienki, wzięłam krótki prysznic i położyłam się spać.

*Następnego dnia*

     Obudziłam się bardzo wcześnie, ale to pewnie przez to, że zasnęłam między godziną dwudziestą pierwszą a dwudziestą drugą. Przetarłam oczy i powędrowałam do szafy. Wybrałam jakiś typowy dla mnie zestaw - spódniczka, kolorowy t-shirt i ulubione buty. Zeszłam na dół na śniadanie, ale w kuchni, ani w salonie, ani w gabinecie nikogo nie zastałam. Znalazłam jedynie karteczkę zostawioną przez tatę.

Violu, ja i Ramallo jesteśmy na wyjeździe służbowym, wrócimy za trzy dni. Angie poszła do Pabla, jej przyjaciela, Olga na zakupach tak samo jak Jade. Nie rozrabiaj za bardzo, kocham cię, tata.

     Westchnęłam głośno i zrobiłam sobie śniadanie. Po skończonym posiłku zasiadłam do fortepianu. Miałam wenę twórczą, taką, jakiej jeszcze nigdy. Wzięłam kawałek papieru i komponowałam. Tak jak wtedy w nocy, słowa same przelewały się na papier. Nie minęła godzina a piosenka była skończona. Przećwiczyłam ją kilka razy i odetchnęłam z ulgą. No, to granie na instrumencie i śpiewanie opanowałam do granic możliwości - pomyślałam i uśmiechnęłam się. 
- Przecież dzisiaj zapisy na egzaminy - mruknęłam sama do siebie i gwałtownie się podniosłam. Przechwyciłam torebkę i płaszcz, wyszłam z budynku na koniec przekręcając klucz w drzwiach. 
      Szłam powoli, miałam dużo czasu. Zapisy trwają do wieczora, a jest dopiero południe. Ale nie będę siedziała w domu, a im szybciej, tym lepiej, nie? Nim się nie obejrzałam byłam na miejscu. Weszłam do rozśpiewanego budynku i stanęłam w kolejce do wpisania się na listę. Poczułam, że ktoś zakrywa mi oczy. Mimo, że znam tę osobę od niedawna doskonale znam zapach jej perfum. - Cześć, Diego - przywitałam się i odwróciłam do przyjaciela.
- Skąd wiedziałaś, że to ja? - spytał zdziwiony.
- Kobieca intuicja - odparłam z bananem na twarzy. Po dziesięciu minutach stania w kolejce przyszedł czas na mnie. Niepewnie chwyciłam świstek papieru i długopis. Wypełniłam moje dane i odetchnęłam odkładając przedmioty. Matko, za dwa dni mam egzaminy! Ale na szczęście, wszystko MAM NADZIEJĘ mam w małym palcu.
- Bardzo cię przepraszam, że tak wczoraj wybiegłam - powiedziałam do przyjaciela.
- Nic się nie stało - odparł zmartwiony. - Tylko czemu tam nagle wybiegłaś? - dodał obejmując mnie. - Coś się stało?
- Nie ważne. Po prostu, miałam zły dzień. - rzekłam i pociągnęłam go do wyjścia.
      Resztę dnia spędziłam z przyjacielem. Muszę się rozluźnić, przed tym całym egzaminem. Dobrze, że on mi w tym pomaga. To był fajny dzień, ale niestety, czas się zbierać. Pożegnałam się z Diego i zniknęłam między drzewami w parku.
- Hej! - usłyszałam. - Gdzie tak pędzisz?
- Cześć - przywitałam się przytulając do przyjaciółki. - Wracam do domu.
- To przejdę się z tobą - odparła Włoszka biorąc mnie pod ramie. Uśmiechnęłam się promiennie, bo nie musiałam wracać sama.
      Gdy byłyśmy pod moim mieszkaniem, zaproponowałam jej kolację spędzoną u nas. Z lekkim oporem się zgodziła. Od samego początku ją polubiłam. Bardzo podobają mi się jej włosy i uśmiech. W ogóle jest bardzo ładna, tak jak i osobowość. Przynajmniej mnie się tak zdaje, bo nie znam jej zbyt długo.
- Jestem! - wydarłam się zamykając drzwi. Od razu, przypomniało mi się, że nie ma taty i Ramallo.
- Dobrze, kochanie - odkrzyknęła gosposia nadal będąca w kuchni.
- Olgusiu, możesz przygotować jedno nakrycie więcej?
- O, czyżbyś przyprowadziła jakiegoś przystojniaka do domu? - spytała wychodząc zza ściany z patelnią w ręce.
- Nie, to moja przyjaciółka, Francesca - odparłam i wybuchłyśmy śmiechem.
     Pomogłyśmy Oldze przygotować posiłek, który swoją drogą był przepyszny. Ale mówiąc posiłek, miałam na myśli noszenie talerzy i przypraw, ale zawsze coś, nie? Cały czas się śmialiśmy, również podczas samego jedzenia. Pomijam złośliwe komentarze Jade, ale gdyby nie ona, to nie byłoby tak zabawnie, ponieważ w pewnym momencie wylała się na nią cała zawartość herbaty w dzbanku.
- Dziękujemy za przepyszną kolację - powiedziałyśmy na równi z Włoszką i się zaśmiałyśmy się. Pokierowałyśmy się do mojego pokoju.
- Violu, mogę o coś zapytać? - spytała siadając na łóżku.
- Oczywiście.
- Czemu tu była Angie? - spytała ponownie a ja przez chwilę milczałam zastanawiając się co odpowiedzieć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No witam, witam! 
Jak po świętach? Najedzeni? Mam nadzieję, że tak, bo ja się tak najadłam, że MASAKRA! :D
Pochwalcie się, co dostaliście. Jakieś nowe gadżety, V-lovers? 

A co do rozdziału, to jak się podoba? Nie ma ani zbyt wiele Diega, i w ogóle Leona ale w przyszłym rozdziale się to może zmienić ^^

Dobra, co się będę rozpisywać? Kończę ten jakże nudny monolog, który każdy pewnie omija szerokim łukiem by się nie zanudzić, i co? Do napisania!

Ciao! <3

Malffu Verdas Jackson



wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych świąt!

Witam was!
Zapewne każdy z was wie, jaki mamy dziś dzień. Wigilia!
Z tej okazji chciałabym wam życzyć:

Wspaniałych chwil, spędzonych z rodziną i przyjaciółmi,
Codziennie uśmiechu na twarzy i mało zmartwień,
Aby Święta minęły wam w rodzinnej atmosferze,
Fajnych prezentów,
Aby wasze wszystkie marzenia się spełniły,
Szalonego Sylwestra,
Abyście korzystali z życia, jak tylko możecie,
I przede wszystkim zdrowia.

Chciałabym wam również podziękować. Za to, że jesteście, motywujecie mnie do działania. Gdyby nie wy, to co ja bym teraz robiła? ;) Dzięki, za te 10.000 wyświetleń, jesteście wielcy <3

FELIZ NAVIDAD!











sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 5

 "Potknęłam się i wpadłam wprost w jego ramiona"


        Wiem, że to nie ładnie podsłuchiwać, ale coś mi kazało to zrobić. Stanęłam na antresoli i słuchałam ich rozmowy.
- German, przecież wiesz, że uczę w tej szkole. Zaopiekuję się nią, spokojnie - przekonywała go ciocia.
- Nie wiem. Nie podoba mnie się ten pomysł - odparł a ja westchnęłam.
- Mówię Ci, to doskonały pomysł! Co jest największą pasją Violetty? Muzyka! - krzyknęła a tata skarcił ją wzrokiem.
- Przecież ona nigdy nie interesowała się muzyką. Skąd pomysł, że teraz zaczęła? - warknął, na co wywróciłam oczami.
- A wiesz czemu? Bo jej nie pozwalałeś. Nie dopuszczałeś do niej tego.  To tak, jakbyś zabrał sobie ją. Ona bez muzyki nie wytrzyma, to jej całe życie - rzekła ciocia i pokierowała się na schody. Szybko wbiegłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Zgasiłam lampkę i udawałam, że śpię. Lekko przymrużyłam oczy i zobaczyłam uchylone drzwi a w nich ciocię. Spojrzała na mnie i po chwili wyszła, a ja odetchnęłam z ulgą. Matko, ale bym się wkopała jakby któryś z nich by mnie przyłapał na podsłuchiwaniu...
        Obudził mnie mój telefon. Chciałam po niego sięgnąć, ale taka ze mnie sierota, że upadł mi na ziemię i byłam zmuszona wstać, podnieść go i dopiero wtedy odczytać wiadomość. Tak więc zrobiłam. Kto śmiał mnie obudzić? Diego. Jemu jestem w stanie wybaczyć.Chciał spytać, czy mogę chodzić do Studia, i czy gdzieś razem wyskoczymy. Szczęśliwa odpisałam, że powiem mu na spotkaniu co i jak, i podążyłam w kierunku szafy by ładnie ubrać się na wyjście. Następnie zbiegłam czym prędzej na dół i miałam już wychodzić, ale za sobą usłyszałam zachrypnięty głos taty.
- A gdzie to się wybierasz? - spytał krzyżując ręce.
- Ze znajomymi, do baru - wyszczerzyłam się głupkowato i podeszłam bliżej niego.
- Dobrze, ale najpierw muszę ci coś powiedzieć - przełknęłam ślinę - Jeśli ci tak bardzo zależy, możesz chodzić do tej twojej szkoły... - mruknął niechętnie a ja z piskiem rzuciłam mu się na szyję.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Kocham cię! - pisnęłam radośnie a on nieco się rozchmurzył.
- Dobrze, bo mnie udusisz - zaśmiał się. - A teraz leć. - Uśmiechnęłam się promiennie i wyszłam z domu. Na szczęście nie musiałam długo iść bo umówiliśmy się w parku przy fontannie - a o praktycznie naprzeciwko mojego domu.
        Przywitałam się z nim przyjacielskim buziakiem w policzek.
- No więc? Opowiadaj - złapał mnie za ręce.
- Niestety- zaczęłam a on posmutniał. - Będziesz musiał mi pomóc przygotować się do przesłuchań! - pisnęłam a on objął mnie i zakręcił w kółko.
- To gratuluję! - powiedział po odstawieniu mnie na ziemię. - Kiedy chcesz zacząć próby?
- Nie wiem. A kiedy masz czas?
- Mogę nawet teraz - odparł szczęśliwy a ja uśmiechnęłam się promiennie. -  Myślę, że najlepiej będzie, jak pójdziemy do Studia.
- Pewnie - potwierdziłam. - Możesz mnie podszkolić w tańcu, bo mam dwie lewe nogi - rzekłam lekko się rumieniąc. On pociągnął mnie w stronę szkoły.
        Na miejscu zaprowadził mnie do sali tanecznej.
- Zaraz wracam - powiedział i wyszedł. Skorzystałam z okazji i zawiązałam włosy gumką która zawsze noszę na ręce.
- No proszę, kogo my tu mamy? - usłyszałam za sobą. Przełknęłam ślinę i się odwróciłam. No nie wierzę - znowu ten głupek. Ale muszę się przyzwyczaić, jeśli przyjmą mnie do studia, codziennie będę go widziała. Pech.
- Leon - oznajmiłam i się odwróciłam. - Co cię tu sprowadza? - spytałam głupio. Przecież on tu się uczy...
- Uczę się - odparł zakładając ręce na pierś. - Pytanie co ty tu robisz.
- Tia, a wiesz, ciekawa historia. Ćwiczę tu z Diegiem na egzaminy - uśmiechnęłam się równie głupio.
- Przykro mi. - rzekł z udawanym smutkiem a ja popatrzyłam na niego pytająco. - Bo jest szansa, że nie przejdziesz. Wiesz, to może być dla ciebie bardzo przykre. Ale jeśli się dostaniesz, to będę musiał cię oglądać codziennie - westchnął ciężko.
- Haha, bardzo śmieszne. Naprawdę. - powiedziałam ironicznie a on się zaśmiał, zaczynając tańczyć. Chcąc, nie chcąc muszę przyznać, że tańczy świetnie.
- Leon, co to za dziewczyna? - usłyszałam. Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam na oko trzydziestoletniego mężczyznę.
- Eee... To jest... Ja jej uczę tańca! - brawo, jakoś wybrnął. Tylko po co kłamał?
- Dobrze, tylko mam nadzieję, że nie kręcisz. ZNOWU - ta, to pewnie nauczyciel. - Później przyjdę sprawdzić jak wam idzie. - dodał i wyszedł.
- Brawo. - powiedziałam klaszcząc w ręce. - O co ci chodzi? Przecież wcale mnie nie uczysz.
- Tia, wiem. Znaczy teraz tak. Obiecałem Pablo, że pomogę komuś dostać się do szkoły - złapał się za kark. - Znaczy on mi kazał.
- A kto to Pablo? I czemu musisz komuś pomóc?
- Dyrektor Studia. A pomóc muszę, bo...  - zawahał się. -A co ja ci się będę tłumaczył? - warknął. - Chodź.
- Po co?
- No przecież mam ci pomóc w tańcu- odparł. W sumie,nie mam nic do stracenia... I tak Diega nadal nie ma. Podeszłam do niego niepewnie, a chłopak pokazał mi kroki. Na początku był taki jak zawsze - oschły i wkurzający. Jednak po kilku minutach zrobił się z niego całkiem inny chłopak. Miły, wesoły, fajny... Nauczył mnie układu i pokazał kilka dodatkowych kroków.
- Jesteś świetny - pochwaliłam go uśmiechając się promiennie.
- Po prostu dobrze tańczysz - odpowiedział a ja się zaśmiałam. - To co, ostatni raz? - spytał a ja przytaknęłam. Poszło mi całkiem nieźle, do pewnego momentu... Na końcu był piruet, przez który potknęłam się i wpadłam wprost w jego ramiona. Przez chwilę patrzyłam prosto w jego czekoladowe oczy. Nasze oddechy trochę przyśpieszyły, co było spowodowane zmęczeniem po tańcu.  Zapomniałam o bożym świecie. Czy to normalne?
- Leon! - pisnęła jakaś blondynka a ja od niego odskoczyłam jak oparzona. - Co ty robisz?! Zdradzasz mnie?!
- Co? Nie, kochanie. - odparł nerwowo.
- To co to niby było? - spytała rzucając mi mordercze spojrzenie.
- Musiałem jej pomoc w przesłuchaniach. Wiesz, Pablo mi kazał - powiedział przyciągając ją do siebie. I znowu. Wrócił dawny Verdas...
- No ja myślę! Ale wiem, że nigdy byś mnie nie zdradził. A zwłaszcza z takim bezguściem. Założę się, że nie ma za grosz talentu! - zaśmiała się, a wiecie co zrobił chłopak? Śmiał się z nią.
        Wybiegłam stamtąd mało co nie płacząc. W drzwiach minęłam się z Pablem i Diegiem, ale nie zwróciłam na nich większej uwagi. Po prostu biegłam przed siebie, nie zważając na nic. Kilka razy prawie wpadłam pod auto, przez moją nieuwagę. Na szczęście, szczęśliwie dotarłam do domu, a w środku zastałam mojego tatę siedzącego w salonie z pewną osobą...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Łuhu! W końcu napisałaaam!
Ale nie mogłam się zebrać, żeby to zrobić. Ciężko pisze mi się obecne i najbliższe rozdziały, bo myślę o przyszłych XD Ale to nic, teraz jest wolne, więc mam o wiele więcej czasu. 

 Jak widzicie, nie mogłam już wytrzymać i musiałam, po prostu musiałam wstawić jakiś moment z Leonettą!  A właśnie... Podoba się? Mam nadzieję =) I to wielką.
 Co tam u was? Ja siedzę u kuzynki i piszę. Hah, na szczęście wzięłam laptopa ;p Uhh, jeszcze muszę napisać jeden na Auslly&Leonetta... Ale ja tam się ciesze ;D
 Więc, zrobię to tak, w stylu Martyny...


Swoją drogą, dedykuję ten rozdział trzem osobą.  
 Najpierw, chciałabym zadedykować go... Mojej kochanej Martynie <3 która dała mi ostatnio miano Olafa. Od tamtej pory, noszę to imię z dumą. Jestem z ciebie dumna, siostro.
 Osobą numer dwa jest... Mela, moja prześwietna kuzynka, która była ze mną podczas pisania tego rozdziału! Musiała słuchać mojej paplaniny, na temat mojego prześwietnego męża - Jorge... Gratuluję! Pewnie i tak tego nie przeczyta... XD
 A osoba numer trzy to... Niesamowity pan  Jorge Blanco, który jest moim mężem, ale nie wie o moim istnieniu... I tak cię kocham bejbe <3 XD
 Moje kochanie miało niedawno urodzinkiii! Yay! Najlepszego słońce <3
19. 12 to taka niesamowita data, prawda? Ahh, najlepszego kochanie c:
 Smutno mi, bo nie napisałam w jego urodziny ale nie miałam czasu ;/
 Dobra, kończę już, bo dopiska będzie dłuższa niż rozdział XD
 Aha, i jeszcze jedno! Przed chwilą się czegoś dowiedziałam; Jestę Żabą Verdas a Martyna Żabą Moon XDD

Malffu Verdas<3 (Żaba/Olaf)
       
                                                                                                     Jaki seksiak *-* Nie prawda? <3
 

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 4

"Daj mi to przemyśleć"

        Zaczął się do mnie przybliżać. Nie wiedziałam co mam robić! Po chwili poczułam ciepłe wargi mojego przyjaciela na... policzku. Odetchnęłam z ulgą.
- T-to... Pa - powiedziałam zmieszana i wbiegłam do domu. Dobra, to był przecież przyjacielski buziak w policzek, tak? Może przejmuję się tym tak dlatego, ponieważ nie miałam nigdy tak bliskiego kontaktu z chłopakiem? Ale to nie moja wina...
- Violetta! Gdzieś ty była?! - wydarł się tata. - Nie było cię na kolacji, a co dopiero na obiedzie! Już miałem dzwonić na policję!
- Spokojnie, tato. Zjadłam na mieście. Nie martw się tak o mnie, jestem prawie dorosła - starałam się go uspokoić, ale nie wiem czy mi to wyszło.
- Jak mam się nie martwić?
- Przepraszam - wydukałam. - To się więcej nie powtórzy.
- Dobrze, a teraz leć do pokoju. Za tydzień masz przesłuchania na nową guwernantkę. - westchnęłam cicho i tak jak poprosił przebrałam się w pidżamę i położyłam się spać. Nie zdążyłam nawet napisać nic w pamiętniku.
***

        Leniwie przetarłam moje zaspane oczy i spojrzałam na szafkę nocną na której znajdował się zegarek. Wskazywał godzinę 6:00. Kurdę, nie chce mi się już spać... Zrzuciłam swoje zwłoki z łóżka i pokierowałam je do szafy. Spojrzałam przez okno i wybrałam odpowiedni strój. Było bardzo słonecznie a na niebie nie widziałam żadnych chmur - pogoda idealna. Tak, tylko co mi z tego, skoro nie skorzystam? I tak pewnie przesiedzę cały dzień w domu... Nie mam z kim wyjść. Tata jak tata, pracuje, Angie idzie do Studia na zajęcia, Olga pichci w kuchni... Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Kompletnie.

        Rozejrzałam się po pokoju i  pierwsze co pomyślałam - ale bałagan! Skoro nie mam nic do roboty to może posprzątam... Nie wierzę, że to mówię. Ale każdy sposób na zabicie nudy jest dobry. Pozbierałam porozrzucane ubrania, pościerałam kurze, posprzątałam w szafach... I tym sposobem bo dwóch godzinach mój pokój lśnił. Zmęczona rzuciłam się na łóżko i chwyciłam leżący na nim pamiętnik. Pisałam w nim i rysowałam dziesięć minut, aż mi się znudziło. Godzina - 10:15... Na spacer nie pójdę, bo jeśli będę to robić codziennie to mi się w końcu znudzi. Matko! Muszę znaleźć sobie jakieś hobby. Stanowczo. 
        Zeszłam na dół i podreptałam w stronę kuchni. Zjadłam pyszne jak zwykle śniadanko przygotowane przez Olgę, a później zmyłam za nią naczynia. Tia... Jak już mówiłam, muszę robić cokolwiek, nawet pozmywać...
- Co moja mała kruszynka dzisiaj będzie robić? - spytała gosposia dekorując ciasto.
- Sama chciałabym to wiedzieć - mruknęłam a ona się zaśmiała. Skończyłam wykonywać tę czynność i pobiegłam do salonu. Oglądałam jakieś nudne programy. Całkiem bez sensu... Dziewczyna zakochuje się w dwóch chłopakach naraz, i nie potrafi zdecydować którego kocha bardziej. Ta, ja to bym dała żeby się choć w jednym zakochać. 
- Violetko, idziesz ze mną na zakupy? - usłyszałam za sobą.
- Nie, Jade. Nie mam ochoty - odparłam. W sumie, mogłabym iść, ale nie mam siły użerać się z tą wiedźmą.
- A to czemu? Przecież od rana narzekasz, że ci się nudzi. Idź - nagle znikąd pojawił się mój tata. Pięknie...
- Muszę? - spytałam a on założył ręce na pierś. - Dobra, idę... - wzięłam beżową torebkę i spakowałam do niej telefon. Otworzyłam drzwi wejściowe a tam ujrzałam mojego przyjaciela. - Hej, co ty tu robisz?
- Miałem dzisiaj mało zajęć. Pomyślałem, że gdzieś wyskoczymy, jeśli nie masz nic przeciwko - zaproponował.
- Pewnie, idę. Wychodzę! Powiedz Jade, że idę z... koleżanką! - krzyknęłam i zamknęłam drzwi.
- Nie wiem czy zauważyłaś, ale jestem chłopakiem... - udał sfochanego.
- Tak, zauważyłam, ale mój tata nigdy by mnie nie puścił z chłopakiem samej do miasta. Sorry - mruknęłam a on się uśmiechnął. - Swoją drogą uratowałeś mi tyłek, bo miałam iść z macochą na zakupy. Nienawidzę jej z całego serca - dodałam.
- Zawsze do usług - zaśmiał się a ja mu zawtórowałam.
- To co robimy? - zapytałam. Nie odpowiedział. - Może pójdziemy do Studia?
- Pewnie, czemu nie. Chyba spodobało ci się to miejsce - po tych słowach zmieniliśmy kierunek. Szliśmy przez niecałe pięć minut, aż w końcu byliśmy na miejscu. Weszliśmy do jednej z sal gdzie nikogo nie było.
- Zaśpiewaj mi coś - poprosiłam a on pokiwał przecząco głową. Zrobiłam zdziwioną minę.
- Nie. Dzisiaj ty mi coś zaśpiewasz - powiedział, a ja zrobiłam się cała czerwona.
- Nie będę się kłócić, bo i tak przegram - odparłam i weszłam na scenę. Otworzyłam usta i poleciały z nich pierwsze słowa mojej piosenki. To było coś magicznego, czułam się niesamowicie i całkiem zapomniałam o tym, że ktoś mnie obserwuje. Kątem oka widziałam tylko, że do sali zaczęli schodzić się ludzie. Gdy skończyłam podszedł do mnie jakiś starszy pan w okularach.
- Brawo! Masz ogromny talent! - pochwalił mnie a reszta biła mi brawo. - Musisz zapisać się do naszego Studia. Ah, ale ze mnie gapa! Pozwól, że się przedstawię. Jestem dyrektorem tego miejsca, Antonio - podał mi rękę a ja ją uścisnęłam.
- Violetta Castillo - odparłam uśmiechając się.
- Córka Marii Saramego? - pokiwałam twierdząco głową. - Nie dziwię się, że masz taki talent! Nawet nie wiesz, jaki to byłby dla nas zaszczyt gdybyś uczęszczała do nas do szkoły.
- Czy ja wiem... Przemyślę to - powiedziałam niepewnie. - Przepraszam, muszę już iść.
- Dobrze, liczę na to, że niedługo znów nasz odwiedzisz! - usłyszałam tylko wychodząc z budynku. Poczułam szarpnięcie za ramie.
- Co się stało? - spytał przyjaciel.
- Studio. To miejsce jest niesamowite, najlepsze jakie widziałam, i dałabym wszystko, żeby tam się uczyć. - powiedziałam a on podrapał się w ty głowy.
- Nie rozumiem... Skoro chcesz, to się tam ucz! Nie widzę problemu.
- Ale ja widzę. Mój ojciec nigdy nie zgodzi się, bym śpiewała i uczyła się muzyki. On mi nawet nie pozwala jej słuchać! - krzyknęłam a on mnie przytulił. - Dzięki.
- Za co?
- Że jesteś. - odparłam a on pogładził mnie po plecach. - Idziemy? Spytam się go dziś. Muszę go jakoś przekonać.
- Skoro chcesz. Mam iść z tobą? - zaproponował.
- Nie, Diego. To tylko pogorszy sprawę. Bardziej od muzyki nienawidzi chłopców - zaśmiałam się.
- Dobrze, ale chociaż cię odprowadzę. - przytaknęłam i poszliśmy. W między czasie zadzwoniłam do cioci i objaśniłam jej wszystko.
        Rozstałam się z przyjacielem i przekroczyłam próg mojego domu.
- Hej tato... - przywitałam się niepewnie. - Angie już jest?
- Cześć córciu. Tak, jest. Robi herbatę w kuchni, powinna zaraz przyjść. - odpowiedział. - O Angie, Viola już jest.
- Hej mała. - przywitała się. - Gotowa? - szepnęła a ja przełknęłam ślinę.
- Chciałabym się o coś spytać - zakomunikowałam.
- Pytaj kochanie. - zajął miejsce obok nas na kanapie..
- Bo ja... Nie wiem jak to powiedzieć... Mogę... Mogę uczyć się w szkole? - zapytałam a on jak siedział tak siedzi. - Muzycznej...? - wypowiedziałam nieco ciszej. Tata aż się zakrztusił.
- Violetto, o co ty mnie w ogóle prosisz?! - podniósł głos.
- Tato, mam dość! Od zawsze trzymasz mnie pod kloszem, chcę mieć przyjaciół, żyć jak normalna nastolatka! Nie rób mi tego, to mnie bardzo rani! - wstałam z siedzenia i do niego podeszłam. - Błagam.
- Nie wiem. - odparł zdenerwowany. - Naprawdę to dla ciebie takie ważne? - zapytał a w moich oczach ukazała się iskierka nadziei. Pokiwałam twierdząco głową. - Daj mi to przemyśleć. Idź do pokoju, muszę porozmawiać z Angie. - popatrzyłam błagalnie na ciocię a ona popatrzyła na mnie wzrokiem "załatwię to".

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hay! Piszę ten rozdział od wczoraj. Uff. Trochę dłuższy od poprzedniego. Dziękuję za miłe komentarze Jak spędziliście mikołajki? Ja byłam w kinie na Kraina Lodu, i muszę przyznać, że jest świetny. Ogólnie strasznie lubię filmy tych twórców. Zaplątanych też kiedyś  codziennie oglądałam XD A tak w ogóle, podoba się rozdział? Według mnie całkiem znośny jest, super strasznie nie mogę się doczekać późniejszych rozdziałów. Tia, mam pomysły na dziesięć w przód, a na te obecne nie :D Ta, cała ja. Dobra, czekam na komenty! Do napisania!

Malffu Verdas Jackson


środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 3

"Zaczął się do mnie powoli przybliżać"

        - Po co do Studia? - spytałam nie ukrywając zdziwienia.
- Ahh, no tak! Nie mówiłam ci o nim. To taka szkoła muzyczna, i miedzy innymi Diego się tam uczy. To szkoła muzyczna, i dzieci... - tłumaczyła.
- Tak, tak. Wiem co to Studio, ale po co tam idziesz? - przerwałam jej i pociągnąłem ją za rękę bo już wstawała.
- Wiesz, ja tam uczę śpiewu - odparła niepewnie. Ja natomiast zaczęłam piszczeć i skakać.
- To miejsce jest cudowne! Niechcący tam trafiłam i...
- Chcesz się zapisać na egzaminy? Nie ma problemu, za dwa dni przyjmujemy zgłoszenia - przerwała mi a ja się siedziałam cicho analizując sobie wszystko.
- Ale ja nie umiem śpiewać - wydukałam smutno i spuściłam głowę. Ciocia zaczęła się ze mną kłócić i prosić o to, bym jej coś zaśpiewała. Po dwudziestu minutach mnie przekonała, a ja wykonałam utwór na którego śpiewaniu przyłapał mnie Diego. Gdy skończyłam śpiewać Angie wstała z siedzenia i biła mi brawo, a ja jak zwykle zrobiłam się cała czerwona i rzuciłam się na łóżko. Po paru sekundach w moim pokoju z hukiem otworzyły się drzwi a w nich stał nikt inny jak mój ojciec.
- To ty śpiewałaś, Violetto? - spytał zdenerwowany.
- Co? Ja.. Nie... Bo... - jąkałam się i plątałam przy tym.
- Nie, German! To ja, nie obwiniaj Violetty - ciocia mnie obroniła a ja tylko przytakiwałam.
- No dobrze, ale nie życzę sobie więcej takich akcji - rzekł spokojniej i wyszedł z pomieszczenia. Odetchnęłyśmy z ulgą.
- Czemu ma takiego bzika na punkcie muzyki? Przecież macie na dole w domu pianino, tutaj masz gitarę i jeszcze do tego keyboard - popatrzyła się na zegarek i wytrzeszczyła szeroko oczy. - O Matko! - wrzasnęła nie czekając na odpowiedź - Jestem spóźniona! Muszę lecieć do szkoły, chcesz iść ze mną? - w odpowiedzi entuzjastycznie przytaknęłam a ona złapała mnie za rękę i pociągnęła na dół.

***

        Siedzę w Studio na korytarzu, sama, razem z moim pamiętniczkiem. Rysuję w nim, bo nie mam co robić. W sumie, nie mam pojęcia po co ja tu w ogóle przyszłam... Przecież tak: ciocia ma lekcje, a gdy już są przerwy do siedzi w pokoju nauczycielskim. A gadać nie ma z kim, bo przecież nikogo nie znam! No, może oprócz Diego, ale nigdzie go nie widzę.
- Violetta? - usłyszałam za sobą znany mi, męski głos. Gwałtownie się obróciłam i ujrzałam osobę, o której właśnie myślałam.
- Diego! Cześć - przytuliłam go na powitanie i schowałam pamiętnik do torebki.
- Co ty tu robisz?
- No bo wiesz... Angie to moja ciocia. A ty czemu tutaj? Przecież skończyłeś zajęcia - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Fakt, ale umówiłem się z przyjaciółmi do baru. Chcesz iść ze mną? Nie daj się prosić - złapał mnie za ręce a w miejscu gdzie nasza skóra się zetknęła przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Niepewnie pokiwałam głową na tak i wyjęłam komórkę by napisać sms do cioci, że wrócę do domu później. Tak więc ruszyłam za moim przyjacielem w stronę budynku o nazwie "Resto Band". Na miejscu zastaliśmy grupę młodych ludzi, tak na oko w naszym wieku.
- Hej, Diego! Nie mówiłeś, że masz dziewczynę! - krzyknął chłopak w czapce. Zrobiłam się tak czerwona, że gwałtownie odwróciłam się w stronę przyjaciela. On tylko pokiwał mi głową na znak, że mam iść do nastolatków i odkrzyknął
- To nie moja dziewczyna głupku!
- Ou, tak więc... Jestem Broduey - ciemnoskóry chłopak ucałował moją dłoń a ja szybko wywinęłam się z uścisku i zajęłam miejsce obok Diego.
- No więc, to jest Violetta - przedstawił mnie - A to Cami, Maxi, Broduey i  Francesca - pokazywał każdego po kolei a ja starałam się wszystko zapamiętać. Po dwudziestu minutach rozmowy, gdy już się nieco "oswoiłam" z nowymi przyjaciółmi świetnie się bawiłam. Miałam wrażenie, że znamy się całą wieczność. A może to tu jest moje miejsce? Ahh, czy to nie dziwne, że dopiero teraz znalazłam przyjaciół? Mam nadzieję, że to będzie prawdziwa, długa przyjaźń.
- Diego, współczuję ci! I całej reszcie z resztą też - usłyszałam głos Leona. Pokazywał na mnie palcem i się śmiał.
- Hah, ja również współczuję twoim NIELICZNYM przyjaciołom - powiedziałam i uśmiechnęłam się słodko a on bez słowa odszedł. - Nienawidzę typka - wymamrotałam pod nosem gdy odszedł.
- Tia... Jak my wszyscy zresztą - odezwała się Cami która przez prawie całą rozmowę siedziała cicho i wpatrywała w jeden punkt.
- To może ja już pójdę? Późno się robi - spojrzałam na zegarek.
- To ja cię odprowadzę - wyrwał się szatyn.
- No dobrze - przytaknęłam i zebrałam rzeczy.
        Jeszcze z nikim nie dogadywałam się lepiej niż z Diegiem. On jest wspaniały. Rozumie mnie, nie naciska, jest idealny. Ciągle się śmiejemy, żartujemy... Te cudowne chwile coś nam przerwało - mój dom.
- No, to do zobaczenia jutro - uśmiechnęłam się i miałam odchodzić, ale złapał mnie za rękę. Zaczął się do mnie powoli przybliżać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ha, ale ja niedobra! Przerwałam w takim momencie... XD Dobra, ale zanim cokolwiek napiszecie - pomyślcie logicznie. No właśnie! Brawo! Dobra, koniec. Jak wam minęły ostatnie dni? Poprawiałam dzisiaj historie! Yay. Nie wiem jeszcze na co :D Ale czymajcie za mnie kciuki. A tak Btw, podoba się rozdział? Jakiś taki nudny, i nijaki, nie?

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Malffu Verdas Jackson