czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 2



"Jestem Diego"

        Wstałam rano bardzo wypoczęta. Szybko wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wybrałam dzisiejszy strój i popędziłam w stronę łazienki. Wykonałam codzienne, poranne czynności i zeszłam na śniadanie. Przy stole czekał już tata, Ramallo, Matias i Jade patrząca ze skwaszoną miną na wchodzącą do pokoju... Angie?
- Dzień dobry - przywitałam się siadając na krześle.
- Cześć Violu - odpowiedzieli mi wszyscy chórkiem. - Mamy dla ciebie niespodziankę - dodał uśmiechnięty tata.
- Jaką? - spytałam zaciekawiona.
- No więc, Angie ma w domu remont, i zostaje u nas na jakiś czas. Cieszysz się? - w odpowiedzi mocno przytuliłam się do cioci. Jade chyba jej nie polubiła, bo cały czas patrzyła się na nią morderczym wzrokiem. Zjedliśmy wspólnie śniadanie a następnie wyszłam na długi spacer. Tym razem na całe szczęście nie natknęłam się na tego pajaca, i mam nadzieję, że tak pozostanie.
        Chodziłam już tak dobre dwie godziny, i niestety jestem zmuszona przyznać, że się zgubiłam. Ale jestem pewna, że zaraz się znajdę! Przecież ja mam dobrą orientację w terenie... Chyba. Po piętnastu minutach błądzenia natrafiłam na duży i kolorowy budynek.
- Studio 21 - przeczytałam ogromny szyld powieszony nad wejściem. Przekroczyłam próg budynku i to co tam zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Szłam korytarzem, a po drodze nie było osoby która by nie tańczyła lub śpiewała. Podeszłam do tablicy ogłoszeń i zaczęłam czytać. Z tego co widzę, to najlepsza szkoła muzyczna w kraju, i uczęszcza tu tylko najbardziej utalentowana młodzież. Odwróciłam się, i wpadłam na jakiegoś chłopaka. No tak, ja to mam te cholerne szczęście...
- Przepraszam! Błagam cię, tylko nie mów mi, jaka to ja jestem okropna, zła i, że mogłabym uważać... - mówiłam, a on ukucnął i zaczął zbierać papiery które mu upadły.
- Ej, spokojnie. Nic się nie stało. Przecież każdemu może się zdarzyć - podniósł się i mogłam w końcu zobaczyć jego twarz. Kręcone, ciemne włosy, skórzana kurtka, czarne spodnie i takiego samego koloru glany. Był przystojny, dobrze zbudowany i miał nieziemski uśmiech.
- Ja... Ja przepraszam - wybełkotałam. - Po prostu wczoraj wpadłam na takiego głupka, i robił mi wyrzuty przez to, że nie patrzył jak... - przerwałam, bo zobaczyłam coś, a raczej kogoś o kim mówiłam z  nowo poznanym chłopakiem. To był ten idiota!
- Ej, co się dzieje? - spytał, bo od kilkunastu sekund patrzyłam w jeden punkt.
- Yyy, nie nic. Tamten chłopak wczoraj na mnie wpadł - pokazałam na niego palcem, a potem machnęłam ręką na "nie ważne". - Jestem Violetta, a ty?
- Jestem Diego. A tamten koleś, to Leon. Uważa się za lepszego, bo ma kasę, ale wcale taki nie jest - odparł z obrzydzeniem. - Jesteś nowa? Nigdy cię tu nie widziałem.
- Tak, wczoraj się tu przeprowadziłam. Wcześniej mieszkałam w Madrycie - rzekłam, a on się uśmiechnął.
- To może dasz się zaprosić na jakieś wyjście? Oprowadzę cię - zaproponował, a ja pokręciłam głową. - No proooszę - ciągnął.
- No dobra - uśmiechnęłam się.
- No to świetnie. Poczekasz na mnie? Zbiorę swoje rzeczy i i pójdziemy. Właśnie skończyłem lekcje - w odpowiedzi przytaknęłam. Może jednak nie jest tu tak źle? Tylko ten Leon sprawił, że miałam inne wrażenie.
Po niecałych dziesięciu minutach obok mnie zjawił się Diego. Tak jak obiecał oprowadził mnie po okolicy, poopowiadał o Studio i nawet mi coś zaśpiewał. Ma n
iesamowity głos!
- Poczekasz tutaj na mnie? Pójdę kupić coś do picia - zaproponował.
- Pewnie - odparłam i usiadłam na pobliskiej ławce. Zaczęłam nucić piosenkę którą wczoraj napisałam. - Ahora sabes que, yo no entiendo, lo que pasa... Sin embargo se, nunca hay tiempo, para nada... - śpiewałam, aż nagle przerwały mi brawa.
- Czemu nie mówiłaś, że tak pięknie śpiewasz? - spytał podając mi napój.
- Bo nie śpiewam... - mruknęłam pod nosem. Spuściłam głowę, bo zrobiłam się cała czerwona.
- Śpiewasz cudownie, i nie próbuj zaprzeczać - podniósł mój podbródek i patrzył prosto w moje oczy. - Jeszcze nigdy nie spotkałem dziewczyny o piękniejszym głosem - dodał a ja ponownie zrobiłam się cała czerwona. Między nami zapadła niezręczna cisza.
- No... Ten.. - powiedziałam a on odskoczył ode mnie jak oparzony. - To może.. To może ja już
pójdę - wydusiłam i tak jak powiedziałam wróciłam do domu.

        Rzuciłam się na swoje łóżko razem z pamiętnikiem i zaczęłam opisywać dzisiejszy dzień. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - odpowiedziałam obojętnie, ale gdy zobaczyłam kto wchodzi od razu zmieniłam nastawienie. - Hej Angie. Co ty tu robisz?
- A co, nie mogę odwiedzić swojej siostrzenicy? - spytała podnosząc brew a ja się zaśmiałam.
- Pewnie, że możesz - odparłam i poklepałam miejsce obok siebie.
- I jak, podoba ci się w Buenos Aires?
- Pewnie! Jest super. Poznałam już nawet kogoś - pochwaliłam się.
- Ooo, tak? Kto jest tym szczęściarzem?
- Diego, wątpię żebyś znała - odparłam i odłożyłam pamiętnik na szafkę nocną.
- Wysoki, przystojny, kręcone włosy - wymieniała.
- Tak! Skąd go znasz? - spytałam zdziwiona.
- A wiesz... - spojrzała na zegarek. - O Matko! Muszę iść do Studia, spóźnię się na zajęcia! Wrócę za dwie godzinki - dodała a z zaciekawienia moje źrenice się powiększyły.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Paczcie jak to szybko leci, już drugi rozdział :3 Podoba się? I nie bijcie za Diego, ale ostatnio BARDZO go polubiłam :3 Ale! Leon i tak lepszy :D Nie zapominajcie o tym, czytając mego bloga. A tak ogółem to czo tam? U mnie spoko, pomijając to, że dostałam 1 z historii i są powtórki Violetty XD Ale koniec o mnie. Czekam z niecierpliwością na komciee! Jak będzie dużo to napiszę suuper długi rozdział :D


JAKI SŁODZIAAK <3

Malffu Verdas Jackson




niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 1



"Mogłabyś trochę uważać"

    Obudziłam się dość późno jak na mnie, bo była godzina prawie jedenasta. Leniwie przetarłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dobrą chwilę zajęło mi ogarnięcie gdzie teraz jestem, bo jeszcze dwa dni temu byłam na całkiem innym kontynencie. Ale nic, czas wstawać. Podniosłam niechętnie swoje zwłoki z materaca i podreptałam w kierunku szafy. Po wybraniu odpowiedniego stroju moim celem było doprowadzenie siebie do porządku. Kierunek - łazienka! Po wejściu do dość dużego pomieszczenia, wzięłam prysznic. Spędziłam pod nim około pół godziny, bo gdybym siedziała tam dłużej to by mnie chyba zastał wieczór. Po skończonej czynności wysuszyłam włosy, ubrałam się i zrobiłam jak zwykle z resztą delikatny makijaż. Zeszłam na niższe piętro mieszkania, a tam zastałam tatę i Ramallo przeglądających jakieś papiery.
- Dzień dobry - przywitałam się. Oni od razu oderwali się od pracy.
- Dzień dobry - powiedzieli razem z uśmiechem. - Jak się spało? Nie gniewaj się, ale zjedliśmy już śniadanie. - dodał tata.
- Spało mi się wspaniale! Już kocham to miejsce. I nie gniewam się - uśmiechnęłam się do nich i pognałam w stronę kuchni, gdzie zastałam Olgę pichcącą coś co pachnie naprawdę bosko. Po chwili zorientowała się, że tu stoję i mnie przytuliła.
- Dzień dobry kochanie. Już podaję ci śniadanko - powiedziała radośnie i tak jak wcześniej wspomniała, na stole po chwili pojawiło się jedzenie. Zjadłam i grzecznie podziękowałam, a następnie udałam się do biura taty, bo tam właśnie się znajdował.
- Hej tato, mam pytanie - zaczęłam. - Bo chciałam się spytać, czy mogę wyjść gdzieś na spacer? - spytałam niepewnie. Wątpię żeby się zgodził, nigdy mnie nigdzie samej nie puszczał.
- No nie wiem... A jak ci się coś stanie? - uniósł jedną brew i założył ręce na pierś.
- Nic mi się nie stanie. Obiecuję - położyłam rękę na piersi w geście złożenia obietnicy. - Prooooszę - zrobiłam minę małego szczeniaczka.
- No dobrze, niech ci będzie. Ale wróć przed obiadem, bo przyjdzie twoja ciocia i babcia. - pocałował mnie w czoło i pokazał gestem, żebym poszła na wymarzoną przechadzkę.
         Buenos Aires jest piękniejsze niż mogłam je sobie wyobrazić. Tak dużo tu zieleni, i te ogromne wieżowce! Jestem teraz w takim przepięknym parku, w którym jest duży staw. Wzdłuż długiej drogi porozstawiane są małe ławeczki. W okół mnie biegają wesołe i rozkrzyczane dzieci, i gdy widzę tylko te uśmiechy na ich twarzach momentalnie pojawia się też i na mojej. W końcu mogę gdzieś wyjść, sama. Tak się cieszę, że normalnie nie mogę. Ale chyba trochę przesadziłam z tą radością, bo na kogoś wpadłam, a dokładniej na jakiegoś chłopaka.
- Przepraszam, to moja wina. Jestem trochę zamyślona - wytłumaczyłam się i delikatnie uśmiechnęłam.
- Tak, twoja wina. Mogłabyś trochę uważać - warknął chłopak, a mój uśmiech znikł. To ja tu próbuję być miła, a ten zrzuca wszystko na mnie? Pff!
- Próbowałam być miła, ty też byś mógł! - wycedziłam. On w końcu podniósł swoją głowę, i mogłam mu się dokładnie przyjrzeć.
Chłopak był wysoki, dobrze zbudowany i ogółem przystojny. Włosy postawione na żel, czarne jeansy, skórzana kurtka i jeszcze ta guma którą tak bezlitośnie żuje i mlaska. Co za koleś! Mógłby być choć trochę milszy, nie zaszkodziłoby mu to...
- Bo? - prychnął. - Co mi zrobisz? - powiedział z ironicznym uśmiechem na twarzy. - Z resztą, nie ważne. Mam ciekawsze zajęcia niż użeranie się z taką... Dziewczynką.
- Ej, uważaj sobie. Nie jestem mała, to po pierwsze. A po drugie: to dobrze, że idziesz bo już mi się nie dobrze od ciebie robiło! - dogryzłam mu, a on wymamrotał coś pod nosem i poszedł. Nie znoszę takich typków. Udałam, że zdarzenie sprzed kilku minut nie miało miejsca i ruszyłam w dalszą drogę. Włożyłam słuchawki do uszu i usiadłam na odległej od pozostałych ławeczce. Napawałam się spokojem, ciszą i wolnością.
        Wyjęłam telefon z kieszeni, by zmienić piosenkę. Gdy ujrzałam wyświetlacz telefonu to się przeraziłam... Jest już około szesnastej, a powinnam być w domu najwyżej o czternastej trzydzieści. Zebrałam swoje rzeczy i szybkim krokiem ruszyłam w stronę mojego domu. Po drodze kilka razy prawie się przewróciłam, ale na szczęście nie spotkałam tego obleśnego chłopaka.
        Doszłam na miejsce w dziesięć minut. Do domu wparłam jak oparzona, a w salonie zastałam tatę i jak myślę ciocię.
- Violetto, nareszcie jesteś! Gdzieś ty była?! - krzyknął tata wstając z siedzenia. - Porwali cie? Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? - zasypywał mnie pytaniami.
- Tak, tatusiu. W Buenos Aires jest tak pięknie, że straciłam poczucie czasu - powiedziałam z uśmiechem nr. 5 czyli "Ja nic nie zrobiłam" a on westchnął.
- Dobrze, więc może poznam cię z Angie. To jest  twoja ciocia, babcia nie mogła dziś przyjść. Wpadnie w ciągu tygodnia - poinformował mnie i wskazał dłonią na ładną i młodą kobietę.
- Witaj, Violu - ciocia wstała i podeszła bliżej mnie. Przytuliła mnie mocno, a ja odwzajemniłam uścisk. - Tak bardzo mi ciebie brakowało. Jesteś taka podobna do mamy, śpiewasz? - spytała a tata głośno kaszlnął tak, bym nie usłyszała ostatniego słowa.
- Co? Nie, nie mam talentu do śpiewania. - odparłam. - A poza tym tata tego nie lubi... - wyszeptałam jej na ucho. Usiedliśmy w salonie jedząc pyszne ciasto Olgi, rozmawialiśmy i nadrabialiśmy stracony czas. - Bardzo was przepraszam, ale jestem już trochę zmęczona. Nie obrazicie się jak pójdę do pokoju? - spytałam. Oni pokiwali twierdząco głowami, a ja ruszyłam do siebie. Wyjęłam z szafy pidżamę i wzięłam długą, odprężającą kąpiel. Bardzo tego potrzebowałam, ostatnio dość dużo się działo. Przeprowadzka, nowe otoczenie, rodzina i jeszcze odeszła moja guwernantka. W sumie to dobrze, bo była okropna. Nienawidziłam jej szczerze mówiąc nawet bardziej niż Jade, której dzisiaj o dziwo prawie nie widziałam. Po około godzinie wyszłam z wanny, przebrałam się i położyłam spać.
        Od co najmniej godziny męczę się nad zaśnięciem. Nienawidzę tego, gdy próbuję, przewracam się na każdy bok i nadal nic. Zapaliłam lampkę stojąca na szafce obok łóżka i z szuflady wyjęłam pamiętnik. Słowa same wylewały się na papier, nie panowałam nad tym. Tak naprawdę, to ja tylko trzymałam w ręce długopis, to było silniejsze ode mnie. Pisałam z serca, i po jakimś czasie miałam pierwszą zwrotkę piosenki. Bardzo lubiłam śpiewać, i nadal lubię ale nie mam pojęcia dlaczego tata ma takiego bzika na tym punkcie - od śpiewania przecież nic mi się nie stanie. Ale nie będę się teraz nad tym zastanawiać, spróbuję jeszcze raz zasnąć. Odłożyłam fioletowy zeszyt i zgasiłam lampkę. Musiałam przelać myśli na papier, bo po niespełna piętnastu minutach zasnęłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hay! Rozdział pierwszy, tak jak obiecałam. Dzięki za miłe komentarze, i mam wielka nadzieję, że w tym rozdziale również pojawi się kilka c: Ahh, nie bijcie mnie za "bad Leona" XD I cokolwiek się będzie działo w tym opowiadaniu, pamiętajcie : TO JEST BLOG O LEONETCIE, bo nie chcę nieporozumień. No więc to chyba tyle, biorę się za pisanie rozdziału drugiego! Pozdrawiam!

Malffu Verdas Jackson 


środa, 20 listopada 2013

Prolog

"Dziś rozpoczynam nowe życie..."

30 sierpień, Madryt

 - Violu, gotowa? - spytał nerwowo mój ojciec, sprawdzając czy ma przy sobie najpotrzebniejsze rzeczy.
- Ta... - odpowiedziałam niechętnie ciągnąc za sobą moją walizkę.
- Violetto, rozchmurz się. Czemu jesteś taka smutna? - spytał.
- Hmm... No nie wiem? Może dlatego, że znów się przeprowadzamy? - spytałam ironicznie. On tylko pokręcił głową. - I tak niedługo znowu się wyprowadzimy, i znowu, i znowu...
- Nie. - przerwał mi. Zrobiłam zdziwioną minę. - Tym razem, zostajemy na dłużej. W końcu będziesz mogła spotkać się ze swoją ciocią i babcią - dodał i uśmiechnął się. Ja w odpowiedzi rzuciłam się w jego ramiona.
- Jesteś najlepszym tatą na świecie! Dzięki, dzięki, dzięki - mówiłam nadal nie puszczając go. Po oderwaniu się od niego wyszliśmy z domu i zapakowaliśmy walizki do auta. Spod naszego dawnego mieszkania ruszyliśmy w kierunku lotniska.
    Po dwóch godzinach, mieliśmy już za sobą odprawę i siedzieliśmy w samolocie. Ojciec strasznie mnie zaskoczył, mówiąc mi, że zostajemy na dłużej. A jeszcze dziwniejsze było to, że chce mi przedstawić moją rodzinę... Co się z nim stało? Czy to mi się śni? Chyba nie, bo szczypanie na mnie nie działa. Ale ludzie - ja nie powinnam się tym martwić! Ja powinnam świętować.
- Mam dla ciebie mały prezent - powiedział do mnie zajmując wolne miejsce obok. Wyjęłam słuchawki z uszu i skierowałam wzrok na niego. - Proszę, to dla ciebie. Twoja mama prowadziła pamiętnik, więc pomyślałem...
- Dziękuję - przytuliłam go i przechwyciłam fioletowy zeszyt. Dokładnie go obejrzałam, następnie otworzyłam i umieściłam w nim mój pierwszy wpis.

,,Cześć. Mam na imię Violetta Castillo i na chwilę obecną mam 17 lat. Jetem córką sławnego milionera i inżyniera - Germana Castillo. Przed chwilą ciebie dostałam, i czuję, że prędko się z tobą nie pożegnam. Teraz jestem w trakcie podróży do Buenos Aires - mojego rodzinnego miasta. Wcześniej mieszkałam w Madrycie, a jeszcze wcześniej tu i tam... Długo by wymieniać. Mój tata często się ze mną przeprowadza, wręcz traktuje mnie jak walizkę. Od śmierci mamy stał się strasznie nadopiekuńczy, nie mogę wyjść sama do miasta, chodzić do szkoły (uczy mnie guwernantka) ani nawet mieć przyjaciół. Chciałabym czasem poczuć jak żyje dziewczyna w moim wieku, mieć normalnych znajomych albo nawet znaleźć miłość. Niby śmieszne, że jestem już prawie dorosła a nie  miałam drugiej połówki... A to dzięki tacie. Ale mimo wszystko bardzo go kocham, nie chciałabym go  zamienić na nikogo innego"

- Proszę zapiąć pasy, za chwilę startujemy - usłyszałam głos kobiety rozchodzący się z głośniczków powieszonych nad naszymi głowami. Posłusznie wykonałam polecenie i ponownie włożyłam słuchawki do uszu. Starałam pogrążyć się w marzeniach i myślach bym w momencie otworzenia oczu, widziała tylko lotnisko w słonecznym Buenos Aires. Po kilku minutach zasnęłam.
        Niestety - moje marzenie się nie spełniło. Gdy otworzyłam moje oczy, widziałam jedyne jakiegoś starego dziadka śliniącego się na mój sweterek... Ugrh. Na szczęście niedługo potem wylądowaliśmy. Szybko wstałam, zebrałam podręczny bagaż i moją walizkę, a następnie wyszłam z tej latającej puszki.
- Dziś rozpoczynam nowe życie... - powiedziałam sama do siebie i nabrałam czystego i orzeźwiającego powietrza do płuc. Pół godziny później przyjechał po nas Ramallo - doradca finansowy oraz przyjaciel taty. Przywitałam się z nim i wyściskałam, a on zabrał nasze torby do auta. Na miejscu zastałam ogromną, piękną willę. Aż wierzyć mi się nie chciało, że ja tu będę mieszkać!
    Po wejściu do mieszkania zaczęłam wszystko dokładnie oglądać, dotykać figurek i podziwiać wiszące na ścianach obrazy. Normalnie się tak nie zachowuję, ale...To miejsce wydawało się po prostu niesamowite. Nagle zza rogu wyszła wysoka kobieta z krótkimi, kruczoczarnymi włosami. Na mój widok zaczęła biec w moją stronę.
- Olga! - krzyknęłam i ją przytuliłam
- Moja mała kruszynka! Tak dawno cię nie widziałam, upiekłam ci tort czekoladowy, twój ulubiony i...
- I mnie dusisz - zaśmiałam się a ona momentalnie mnie puściła. - Tak się cieszę, że cię widzę, Oleńko. Stęskniłam się za tobą - mówiłam. Przerwał mi huk dochodzący z górnego piętra mieszkania. Jak się okazało, była to narzeczona taty - Jade.
- Violetto, kochanie! Tęskniłaś za mną? - zapytała przesłodzonym głosem. - Ja też! - dodała szybko nie czekając na moją odpowiedź. - Mam ci tyle do opowiedzenia, ale na początek możemy zmienić twój okropny styl. Te buty w ogóle nie pasuję do reszty stroju, a włosy...
- Jade, myślę, że Viola jest zmęczona podróżą.
Niech lepiej idzie obejrzeć swój pokój - przerwał jej tata, tym samym ratując mnie przed jego okropną dziewczyną. Jak ja nie znoszę tej baby!
    Gdy weszłam do niego byłam zachwycona! Całe pomieszczenie było w odcieniach różu, fioletu i bieli - moich ulubionych kolorach. Rzuciłam się zmęczona całym tym dniem na łóżko i starałam się zasnąć. Po kilku minutach męczenia się, udało się.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hayyy! Większość z was chciało nowe opowiadanie, tak więc jest. Przykro mi ze względu na osoby które chciały stare, ale zapewniam was, że to będzie lepsze! Więc co jeszcze mogę napisać, czekam na komentarze, a im więcej ich będzie tym szybciej będzie rozdział pierwszy. Od razu mówię, że jest już napisany, więc to zależy tylko od was! Ahh, zmieniłam jeszcze wygląd bloga, mam nadzieję, że na lepszy bo mi się podoba :3 To co, do pierwszego rozdziału! Bayy! 

Malffu Verdas Jackson