czwartek, 27 lutego 2014

Przepraszam.



Kochani moi!

Przepraszam. Przepraszam za to, co za raz napiszę.
A więc tak... Muszę odpocząć. Od razu piszę - nie usuwam bloga.
 Można powiedzieć, że w pewnym sensie zawieszam...
Ostatnimi czasy zauważyłam, jak zaniedbałam dla mnie bardzo ważną osobę. 
 Osobę, za którą tęsknię w cholerę. 
Osobę, przez którą nocami płaczę.
I tak, i tak nikt nie czytał moich wypocin, oprócz tych kilku, nielicznych osób które (podejrzewam) robiły to z powodu braku blogów do czytania.
Jednak, najprawdopodobniej nie przestanę was czytać, na ask'u i FanPage'u postaram się udzielać.
Tak samo z blogiem prowadzonym z Martyną (Auslly&Leonetta).
Proszę, zrozumcie, że nie mam siły ani weny na pisanie.






Kiedy wrócę?

Hm... Nie wiem, ale na pewno was nie zostawię.
Może dwa tygodnie... trzy, miesiąc.
Spokojnie, nie będzie tak, że znikam i wracam po roku z nadzieją, że ktoś tu jeszcze jest.
I mam do was prośbę.
Jeśli ktoś przeczytał choć jeden rozdział, zostawcie po sobie w komentarzu ślad.
Kropka, przecinek, emotikona - cokolwiek.
Chcę wiedzieć, czy opłaca mi się tu jeszcze być.

Huh, to co... Trochę mi głupio.
Kocham was, Malffu.










wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 10

Zanim cokolwiek zrobicie, to to przeczytajcie! Chcę jeszcze pożyć!
Wiem. Wiem. Wszystko wiem. 
Bulwers pod rozdziałem był... Ale mam dla was pocieszenie/rade!
Najpierw spójrzcie na nagłówek... Później na adres bloga... Później na zdjęcia, które wstawiam co rozdział pod dopiskami... I tak jeszcze kilka razy.
I co widzicie? Leonetta, prawda? Więc nie bijcie mnie, bo nie chce stracić czytelników, czekajcie na nią cierpliwie i powiem wam tylko tyle, że do 25 rozdziału (chyba) będzie XD 
Ale coś mówi mi, że i tak i tak szykujecie już dla mnie grób... Eh. 
A teraz, zapraszam do czytania!

"Jestem z ciebie bardzo dumny, pozwalam ci teraz na wszystko co tylko zechcesz, księżniczko"       


       Stałam jak wryta. Wpatrywałam się w zniecierpliwionego przyjaciela, który czekał na moją odpowiedź od kilku minut. Co mam zrobić? Nigdy nie miałam chłopaka. Czy tego chcę? Kiedyś musi być ten pierwszy raz, ale...
- Dobra, rozumiem. Jestem idiotą - powiedział po czym rzucił kwiaty na ziemie. Odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić.
- Nie, Diego - zatrzymałam go. - Nie chodzi o to... 
- To o co?
- Ja po prostu... - westchnęłam. - Nie miałam nigdy chłopaka.
         Spuściłam głowę i zrobiłam się cała czerwona. Było mi głupio i wstyd, że ja jako siedemnastolatka jeszcze nigdy się nie zakochałam ani nie miałam partnera.
- To przecież nic takiego - uśmiechnął się co zauważyłam dzięki temu, że podniósł mój podbródek. Sprawił, że patrzyłam prosto w jego oczy. - Więc...?
- Zgadzam się - oznajmiłam z uśmiechem.
         Szczęśliwa rzuciłam mu się na szyję a on okręcił mnie dookoła. I wiecie, co było dziwne? Leona nie było, jakby wyparował. Ale teraz nie był ważny on, tylko ja i Diego. (błagam, nie bijcie zbyt mocno ;c ~od Aut.)
        By uczcić nowy etap w naszym życiu, wybraliśmy się na lody, które przyja... mój chłopak, mi postawił. Kiedy wręczył mi przysmak o smaku waniliowym ruszyliśmy do parku.
- Poczekaj, masz tu coś - zaśmiałam się i wytarłam kącik jego ust.
- Ty też - odparł a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Przybliżył się do mnie i... ubrudził mnie swoim lodem! Zrobiłam oburzoną minę i odwróciłam się od niego. Przytulił mnie i wyszeptał "przepraszam". Uśmiechnęłam się a on starł słodycz z mojego nosa. Nagle zadzwonił jego telefon.
- Tak? (...) Czemu? (...) Dasz radę sama! (...) Dobra, idę.
         Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Odłożył telefon do kieszeni i smutno na mnie spojrzał.
- Muszę iść. Mama ma problem, nie poradzi sobie beze mnie - oznajmił. - Nie obrazisz się, jeśli cię nie odprowadzę?
- Nic się nie stało, chyba dojdę sama - zażartowałam. - Do zobaczenia.
        Chłopak uśmiechnął się do mnie. Na pożegnanie pocałowałam go w polik i szczęśliwa wróciłam do domu.

*Następnego dnia*

        Pamiętacie, jak denerwowałam się w dzień egzaminów? Tak? To wyobraźcie sobie to samo, tylko, że cztery razy bardziej. Dzisiaj dzień wyników. Tych, na których się przewróciłam i pewnie zawaliłam. Czemu jestem taką sierotą? Tego nawet ja nie wiem, mam to pewnie wrodzone. 
        Ubrana, najedzona i gotowa czekałam w kuchni na przyjście Francesci i Camili. Diego przyjść nie mógł, ponieważ coś dzieje się z jego mamą. Rozumiem go w pełni, nie mam mu tego za złe. Zdarza się, prawda?
- Wejdźcie, zaraz zawołam Violę - stłumiony głos gosposi rozległ się po mieszaniu. 
        Chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę przyjaciółek.
- Cześć - przywitałam się. - Olgo, powiedz tacie, że już wyszłam.
        W odpowiedzi się uśmiechnęła. Wyszłyśmy z domu, a przez całą drogę dziewczyny starały się mnie pocieszyć. Nie wychodziło im to, bo gdy znalazłyśmy się pod szkołą moje paznokcie były już poobgryzane a włosy powyrywane.
- Diego! - krzyknęłam i pobiegłam do chłopaka mocno go przytulając. - Tak się denerwuję!
- Już, będzie dobrze - pogłaskał mnie po głowie. W okół nas od razu znalazła się grupa przyjaciół.
- O czymś nie wiemy...?
        Spojrzałam wymownie na chłopaka. Pokiwał głową z uśmiechem, więc wzięłam głęboki wdech.
- Jesteśmy razem - uśmiechnęłam się. Wszyscy zaczęli się śmiać, gratulować, przytulać nas i mówić, że wiedzieli, że tak będzie. - Dobra, idziemy? Chcę wiedzieć, czy się dostałam.
        I poszliśmy. Droga, choć krótka, dłużyła mi się niemiłosiernie. Niby takie małe coś, a miałam wrażenie, że idę po wyrok śmierci.
        Na pięć metrów od tablicy z wynikami popchnęłam Hiszpana by to on zobaczył i przyniósł mi wiadomość. Roześmiany i całkiem wyluzowany zniknął w tłumie osób, które dobijały się do tablicy.
        Po chwili powrócił, z grobową miną. Wystraszona do niego podeszłam i złapałam za ręce. Zacisnął wargi, ale po chwili je rozluźnił i powiedział cicho:
- Violu... Dostałaś się.
- Co?! Nie strasz mnie tak, nigdy! - pisnęłam i rzuciłam mu się na szyje. - Tak bardzo się cieszę!
        Postanowiliśmy, że wybierzemy się do Resto, baru prowadzonego przez brata Fran, i oblejemy mój sukces sokiem. Przy okazji poznamy się bliżej, bo nie zdążyłam tego zrobić wcześniej. Przez Leona i te całe egzaminy zrobiło się straszne zamieszanie...

***

        Dziewczyny postanowiły, że przyjdą do mnie na noc, ponieważ jutro mój pierwszy dzień w szkole, co wiąże się z tym, że to moje pierwsze zajęcia. O dziwo, tata się zgodził. I powiedział, uwaga cytuję:  "Jestem z ciebie bardzo dumny, pozwalam ci teraz na wszystko co tylko zechcesz, księżniczko". Jedno pytanie nie daje mi spokoju - Co się z nim stało? Czy to przez Angie? Od dłuższego czasu jest jakiś inny. A może to przez to, że wróciliśmy do Buenos Aires?
- Mam dla was ciasteczka - do pokoju weszła Olga, w rękach trzymająca tacę z wypiekami i trzema szklankami soku.                
        Podziękowałyśmy jej i zabrałyśmy się za jedzenie. Później, przebrałyśmy się w pidżamy i postanowiłyśmy poplotkować. Oczywiste było to, że zaczną mnie wypytywać o Diego. Nie miałam sprzeciwu to opowiadania o nim, przecież to moje przyjaciółki. Chwilę później temat rozmów objął Leona.
- I co? - spytały zaciekawione.
- No nic, ale zdawał się jakiś inny. W sumie, to było nawet fajnie, do czasu... - odparłam. - Ale muszę przyznać, że śpiewa świetnie!
- Tak, Leon to świetny wokalista. Szkoda tylko, że ma taki spaczony charakter, ale to przez Ludmiłę... - westchnęła Cami.
- To nie słyszałaś? Ponoć zerwali! - wtrąciła Włoszka.
- Verdas coś wspominał, że nie układa mu się z nią najlepiej... Ale nie obgadujmy go, teraz porozmawiajmy o was! Chcę wiedzieć o was więcej - uśmiechnęłam się promiennie.
        Całą resztę wieczoru przegadałyśmy. Obejrzałyśmy też jedną komedię romantyczną, po czym sobie ją zrecenzowałyśmy. Film sam w sobie był całkiem fajny. Opowiadał o chłopaku i dziewczynie, kompletne przeciwieństwa, jednak coś ciągnęło ich do siebie. Skończyło się tak, że zostali małżeństwem.
        Po tym wszystkim, zegarek wskazywał już godzinę 00:00. Postanowiłyśmy więc, że pójdziemy spać, bo jutro jest dla mnie "ważny dzień"...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hehełki, nie bijcie mnie.
No przepraszam! Coś się dziać musi, nie? Nie wszyscy czytają dopiski, więc napisałam to u góry, żebyście się nie gniewali... Ale znając moje szczęście, mój grób jest już gotowy.
Zmieniając temat... Wiecie, co dziś jest? 
Dokładnie o godzinie 16:00 minie rok od puszczenia pierwszego odcinka Violetty w telewizji w Polsce. 
Jakże mogłabym nie wstawić dzisiaj rozdziału?

To ja się nie rozpisuję, dodam tylko, że rozdział jest beznadziejny. Oczekiwałam, że wyjdzie choć minimalnie lepiej, lecz moje obliczenia były nietrafne.

Malffu Verdas Jackson


 Śliczne zdjęcie, nie? <3




       

poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 9

"Lecisz na mnie"

        - No dobrze... - mruknęłam. - Chodź do stołu. - pociągnęłam go za rękę, przy okazji zamykając drzwi wejściowe. - Aha! Jeszcze jedno... Nie znamy się.
- Ta, nawet mogę się do ciebie nie odzywać - wyszczerzył się głupio, przez co oberwał ode mnie w głowę. Popatrzył na mnie tak, że miałam wrażenie, że zaraz mi coś zrobi ale na szczęście w porę obok nas znalazła się Pani Veronica.
- Oh, Leoś! Jak fajnie, że już jesteś. A tobie słoneczko - zwróciła się do mnie. - jak podoba się mój kochany synek?
        Spojrzałam na nią, a później na niego który przybrał ciekawy wyraz twarzy.
- Jest... zaskakujący - odgarnęłam włosy i podążyłam w kierunku jadalni. - Chyba zaskakująco głupi... - mruknęłam do siebie znajdując się na tyle daleko, by nikt mnie nie usłyszał.
        Przy stole rozmawialiśmy, śmialiśmy się i było całkiem fajnie. Leon i tata zachowywali się przyzwoicie, ja i ciocia patrzyłyśmy na nich zdziwione, Jade oglądała swoje paznokcie, Matias jadł a Ramallo kłócił się z Olgą.
- Violetko, może weźmiesz kolegę do swojego pokoju? - spytała przesłodzonym głosem Jade a ja zakrztusiłam się herbatą, którą wcześniej piłam. Gdy już się ogarnęłam popatrzyłam na rozbawionego Leona. Ja i on w jednym pomieszczeniu? Za jakikolwiek zgon nie odpowiadam.
- Ta... - warknęłam i pociągnęłam chłopaka za rękę. - Chodź.
        W moim pokoju szanowny Pan Verdas wziął sobie mojego laptopa i rzucił się na łóżko.
- Ekhem... - odchrząknęłam a on nawet nie spojrzał na mnie. Okej, więc trzeba to zrobić w inny sposób. Wyrwałam mu komputer z rąk i spojrzałam na wyświetlacz.
- Co ty se robisz?! - podniósł się.
- Ah, no tak... Zapomniałam, że jesteś u siebie i możesz robić co chcesz, jak na przykład siedzenie na mailu... - skierowałam wzrok na urządzenie i rozszerzyłam źrenice. - To mój mail idioto! Jak możesz być taki okropny?
- Po pierwsze: nie moja wina, że się nie wylogowałaś. A po drugie: jeszcze nic nie przeczytałem.
- Muszę sobie założyć hasło... - mruknęłam i schowałam ten nieszczęsny przedmiot do szafki. Usiadłam przy biurku a on powrócił do mojego miękkiego materaca który już pewnie zdążył przesiąknąć toną męskich perfum.
        Siedzieliśmy tak w ciszy przez dość długi czas.
- Zaśpiewaj coś - powiedział patrząc w sufit. Popatrzyłam na niego pytająco.
- Nie... - zaprzeczyłam, ale mi przerwał.
- Nie poprosiłem cię o to. Masz zaśpiewać - popatrzył na mnie a moje ciało przeszedł dreszcz.
- Em... Okej. - podeszłam do keyboardu. Przejechałam dłonią po wszystkich klawiszach i miałam zacząć grać, ale zatrzymałam się. - Później ty mi coś zaśpiewasz. To nie było pytanie - mruknęłam z udawaną pewnością siebie. Zaczęłam grać, na początku trochę się bałam, ale później jakoś poszło.
- No, Castillo... Muszę przyznać, że nie jesteś najgorsza - zaśmiał się a ja wywróciłam oczami.
- Teraz ty - rzekłam i zepchnęłam go z łóżka. Zgromił mnie wzrokiem i wziął gitarę leżącą w kącie pokoju.
        Jeszcze nigdy nie słyszałam jak śpiewa. I to był mój błąd. Siedziałam jak zahipnotyzowana i wlepiałam wzrok w młodego Verdasa. Musze przyznać, że śpiewa lepiej od Diego. Nie mówię, że on robi to źle, ale mimo wszystko on robi to tak niesamowicie...
- Violetta! - wrzasnął. Zorientowałam się, że dzieli mnie z nim kilka centymetrów.
        Odsunęłam się od niego gwałtownie przez co spadłam z krzesła. Zaczął się śmiać, przez co oberwał poduszką.
- Ej! Co ja ci dzisiaj zrobiłem? Ciągle od ciebie za coś dostaję! - założył ręce na pierś. - A poza tym, mówiłem do ciebie cały czas i pytałem, jak podobała cię się piosenka. Ale z tego co widzę, chyba nie...
- Nie, nie, nie! Leon, piosenka jest prześwietna! Masz cudowny głos, po prostu ręce mi opadły! Do tego to jak grasz, jak czujesz tę muzykę, twoja krew jest nią przepełniona i...
- Lecisz na mnie - stwierdził przerywając mi. Spojrzałam na niego tak, jakbym właśnie zobaczyła  go w samych bokserkach. Znaczy... To nie było trafne porównanie. W każdym bądź razie, wiecie, o co mi chodzi.
- Cooo?
- Jak inaczej? Gdybym ci się nie podobał, nie gadałabyś o mnie jak nakręcona. Widać to. Kto by nie leciał na boskiego Leona Verdasa? - wskazał dłońmi na siebie a ja uderzyłam otwartą dłonią w czoło.
- No ja na przykład? - wybuchłam głośnym śmiechem.
        Odchrząknął kpiąco. Jedyna osoba, w jakiej ja mogłabym się zakochać, to przystojny Hiszpan. Po chwili usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Przepraszam, kochani. To tylko ja! - pisnęła radośnie Olga i położyła na biurku dwa talerze. Jeden z owocami i drugi z ciastkami. - Już wam nie przeszkadzam, gołąbeczki. Tak słodko razem wyglądacie!
        Cała od środka się zagotowałam. Wygoniłam ją z pokoju i osunęłam się na drzwiach.
- Widzisz, nawet ona to zauważyła - podszedł do mnie blisko. A nawet za bardzo.
- Em... Może zmieńmy temat. - rozejrzałam się dookoła. - To może... To... Ciasta? - wepchnęłam mu mały kawałek szarlotki do ust i wywinęłam się od niego. Odetchnęłam z ulgą i chwyciłam jabłko.
- Okeej... Nie to nie - wzruszył ramionami i wytarł kącik ust od wypieku.
        Tym razem ja siedziałam na moim pachnącym łóżku a on przy biurku. Przyłożyłam twarz do poduszki i kichnęłam trzy razy pod rząd.
- Ile ty używasz tych perfum?
- Tyle, ile trzeba.
- Dobra, jak sobie chcesz - mruknął i otworzył moją szafkę.
- Ej, ej, ej! Na laptopa się mogę zgodzić, ale to już przesada! - momentalnie znalazłam się obok niego i wyrwałam mu MÓJ pamiętnik, w którym nawypisywałam najokropniejsze rzeczy o Leonie, najlepsze o Diego, gdzie znajduje się moja historia.
- Spoko, sorry - podniósł ręce tak, jakbym była policjantką. Wrzuciłam zeszyt do szafki razem z laptopem i ją zakluczyłam. Położyłam się na łóżku obmyślając, czy mam coś jeszcze co zachce mu się wziąć.
        Zrobiło się strasznie nudno, on grzebał w telefonie a ja gapiłam się w sufit.
- No więc jak tam u ciebie i Ludmiły? - spytałam w końcu. Spuścił wzrok a ja się zakłopotałam. - Przepraszam, nie wiedziałam...
- Nie - przerwał. - Teraz się kłócimy, o ona sądzi, że ja ją zdradzam... A z resztą, co ja ci będę mówić.
        Później siedzieliśmy już tylko w niezręcznej ciszy. Po około godzinie chłopak wrócił do domu. Streściłam dzień w zeszycie i położyłam się spać.

***

        Następnego dnia obudził mnie telefon. Jak się okazało, ZNOWU był to Diego. Po krótkim wygarnięciu mu, że nie daje mi się nigdy wyspać ogarnęłam się i poszłam w stronę parku, bo o to mnie poprosił. 
        Dzisiejszy dzień nie zapowiadał się za dobrze. Złamałam obcas w bucie, podarła mi się sukienka, miałam kołtun we włosach i po drodze potknęłam się o wielki kamień. Tsa, moje szczęście.
        Na ławce na której zawsze się spotykamy zauważyłam widocznie zdenerwowanego Hiszpana. Uśmiechnęłam się na jego widok i pomachałam mu. Podbiegłam w jego stronę i przywitałam go. 
        Razem poszliśmy do kina na komedię. Pośmialiśmy się, było fajnie. Postawił mi popcorn i colę, bo oczywiście ja nie wzięłam pieniędzy. Ale to nic, bo później wybraliśmy się na długi spacer.
        Pod wieczór, kiedy już zaczęło się ściemniać zrobił coś, czego spodziewałabym się w ogóle. Wyjął zza pleców bukiet czerwonych róż, po czym mi je wręczył. 
        Kątem oka zauważyłam Leona, który zmierzał w naszym kierunku. Diego wziął głęboki oddech i powiedział:
- Violetto Mario Castillo, czy zostaniesz moją dziewczyną? 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hola!
Witam po króciutkiej przerwie.
Dzisiaj rozdział mam nadzieję dłuższy, w którym mamy o wieeele więcej Leosia. Cieszycie się?^^
I tak wiem, że mnie zabijecie, przecież za tego Diego. Ale akcja musi być! 
Nie rozpisuję się już, bo teraz oglądam Violettę. Ta, moje ciężkie życie.
Poza tym, jak tam dzionek? Mnie od soboty boli brzuch, głowa i gardło a doktorka mówi, że "to nic takiego, weź se witaminkę". Sorry was bardzo, ale zaraz normalnie eskploduję!
UGRH!
Dobra, raz, dwa trzy... Jest okej. Nie męczę was już, do następnego! <3

Malffu Verdas Jackson










niedziela, 2 lutego 2014

Informacyjnie

Witam wszystkich!
Mam do was kilka spraw, o których chciałabym was poinformować, więc nie przeciągając...

> Na chwilę obecną mamy 15.300 wyświetleń, 15 obserwatorów i 55 głosów w ankiecie! Bardzo wam dziękuję, i chciałam powiedzieć, że nawet krótkie "fajne" w komentarzu motywuje mnie do działania :)
> Blog przeszedł kompletną metamorfozę (dziękujcie Martynie XD). Dodałam zakładkę LBA, Bohaterów, zaktualizowałam wszystkie podstrony. Po prawej stronie dodałam gadżet z informacjami, gdzie chyba widzicie znajdują się krótkie wiadomości. Mam nadzieję, że wam się podoba.
> Założyłam ask'a! Specjalnie dla was, jeśli macie jakieś pytania to wchodźcie tutaj - !KLIK ASK!. Możecie z anonima, więc pytajcie o co chcecie ;]
> Oprócz ask'a powstał oficjalny FanPage wspólnego bloga z Martyną (Auslly&Leonetta). Na niego również zapraszam, będzie ciekawie - !KLIK FP!
> Rozdział... Mam 40 % ! XD Ale szybko napiszę, bo jeszcze dzisiaj o 11:30 miałam tylko 3,5 %. W każdym bądź razie, postaram się go dodać do środy.

To co, chyba wszystko jest napisane u góry... Krótko i na temat. Do napisania!

Malffu Verdas Jackson