"Masz okres?"
Do Studia uczęszczam
już od czterech dni. Ta szkoła jest naprawdę cudowna! Najbardziej
podobają mi się zajęcia z Beto. Jest taki zabawny! Na lekcjach
więcej się śmiejemy, niż uczymy. Lekcje z Pablo są luźne, ale
robimy na nich dużo. Zajęcia z Angie – jak to z Angie – są
bardzo ciekawe. Tylko Gregorio... Da się przeżyć. Jak siedzi cicho
to jest nawet znośny, raz tylko prawie dostałam jego piłeczką.
Ludmiła dwa razy zrobiła mi awanturę – raz, że fałszowałam –
dwa, że „zasłaniam jej źródło światła”, bo przeszłam
obok niej kiedy opalała się w parku. Strasznie zakumplowałam się
z Cami i Fran, są naprawdę fajne. Już im zaufałam na początku
znajomości. Broduey i Maxi nas zawsze rozbawiają, nawet kiedy nie
próbują. Diego... Ah, Diego. Spędzamy razem prawie każde
popołudnie. Czemu „prawie”? Bo on i Francesca piszą piosenkę
na zajęcia do Studia, a ja i Leon... No właśnie. Leon. Nie odzywa
się do mnie kompletnie... Już nie wiem, co mam robić.
Moje głębokie
rozmyślania przerwał mi dźwięk telefonu. O wilku mowa! Napisał
do mnie Verdas.
Słuchaj, nie ma od
czego uciekać. Musimy zaliczyć to ćwiczenie, czy tego chcemy, czy
nie. Bądź za piętnaście minut w parku przy fontannie. Nara.
~ Leon
Się mądrala znalazł! Nie mam zamiaru oblać pierwszego poważnego
zadania w Studio przez jakiegoś niedowartościowanego bufona.
Szybko zebrałam swoje rzeczy i wyszłam pospiesznie krokiem z domu.
Kiedy doszłam na miejsce zdziwiłam się, że nikogo tam nie ma.
Sama spóźniłam się jakieś pięć minut, więc
stwierdziłam, że mogę jeszcze chwilę poczekać.
Minął kwadrans.
Dwadzieścia minut.
- No to
są chyba jakieś żarty! - krzyknęłam do siebie wyciągając
telefon.
- Złość
piękności szkodzi - usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się na pięcie. Tam ujrzałam tego samego
wkurzającego Leona, który zaproponował spotkanie. Stał w
skórzanej kurtce pod którą znajdował się biały
podkoszulek. Na nogach miał ciemne jeans'y i czarne buty. Włosy -
standardowo - postawione na żel. I ta jego nieśmiertelna, niezwykle
irytująca guma do żucia.
-
Chociaż wiesz - dodał szybko - Tobie to już nic nie pomoże, więc
złość się kochanie ile chcesz.
Zacisnęłam oczy i wypuściłam powietrze, by nie zrobić awantury w
parku, gdzie było pełno ludzi.
- Dobra,
Verdas - zaczęłam nieco spokojniej - Sam zaproponowałeś
spotkanie, więc teraz nie zgrywaj twardziela i tego... Tego kogoś,
kim próbujesz być. Weźmy się do roboty, chociaż przyznaję,
że nie jestem zadowolona z tego, że mam zrobić to z tobą.
Odstawmy nasze spory na bok i nie zachowujmy się jak dzieci tylko
zróbmy to, co mamy zrobić. A później każde z nas
rozejdzie się w swoją stronę. I tyle.
Przez cały ten mój monolog chłopak przyglądał się mi
bardzo uważnie. Kiedy skończyłam, podniósł jedną brew, po
czym odwrócił się do mnie plecami i zaczął iść w
przeciwną mi stronę.
- Co ty
wyprawiasz?! - krzyknęłam już naprawdę wściekła. - Gdzie
idziesz?!
- Jak to
gdzie? Do domu. Sama powiedziałaś mi, że mamy do napisania
piosenkę, kochanie. - odpowiedział spokojnie.
Podbiegłam do niego i wyrównałam jego tempo z moim.
- Okej.
Fajnie. - wycedziłam. - Jeśli tak wolisz... Chcę uniknąć kłótni.
I jeszcze jedno. Nie nazywaj mnie tak.
- Czemu,
słoneczko?
- Po
prostu przestań! - wybuchnęłam. - Nie jestem taka, jak cała
reszta tych dziewczyn, którymi się bawisz i wyrywasz je na
swoje ,,zabójcze” spojrzenie! Jeśli myślisz, że nabiorę
się na te twoje maślane oczka, to się grubo mylisz! Mam Cię już
po dziurki w nosie, nie mogę się wprost doczekać, aż to ćwiczenie
dobiegnie końca!
Szedł przed siebie nie spoglądając na mnie. Mruknął coś tylko
pod nosem, kopiąc kamień który wplątał mu się pod nogi.
Włożył ręce do kieszeni kurtki i spuścił głowę.
Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. Zaprosił mnie (o dziwo)
kulturalnie do domu, gdzie powitała nas jego mama.
-
Nareszcie jesteś, Leoś! - powiedziała uradowana. - Fajnie, że
przyprowadziłeś do nas Violę. Na pewno jest głodna. Co ci zrobić
do jedzenia, kochanie?
- Niech
się pani nie trudzi... Nie jestem głodna, ale bardzo dziękuję -
odparłam z uśmiechem na twarzy.
- Na pewno? Jesteś taka chudziutka, czy Ciebie głodzą w domu?
- Niech
Pani nawet nie żartuje! - zaczęłam się śmiać. - Jak wejdę do
kuchni, to moja gosposia mnie z niej nie chce wypuścić. Jest pani
bardzo miła, ale naprawdę, jadłam przed wyjściem.
- Skoro
tak mówisz...
-
Skończyłyście już plotkować? - przerwał nam znudzony Leon. - To
fajnie. Chodź już do mnie do pokoju...
Pociągnął mnie za dłoń w stronę schodów. Będąc już w
jego jaskini, dokładnie się rozejrzałam. Na ścianach wisiały
różne płyty, obrazy znanych zawodników
Motocross'owych. Na przeciw wejścia, zaraz obok okna wisiała gitara
z autografem - pewnie jakiegoś piosenkarza. Ogólnie w pokoju
panował ład i skład.
- No to co?...
- Co się głupio pytasz? Piszemy piosenkę. - odpowiedział.
Wywróciłam oczami i usiadłam na łóżku.
- To
masz może pomysł na temat piosenki? - zapytałam go.
-
Myślałem, żeby napisać coś o miłości. Mam nawet początek
melodii i pierwszą zwrotkę. Myślę, że może Ci się spodobać.
Po
wypowiedzi Leona, zajął miejsce obok mnie i z gitarą w ręce
zaczął grać. Nie ukrywam, że bardzo mi się podobało. Tak samo,
jak bardzo się zdziwiłam, że zaproponował mi taki temat. No bo co
jak co - ale po samym Verdasie nie spodziewałam się, że będzie
chciał pisał piosenkę o miłości. I to ze mną. Czy on w ogóle
jest zdolny do tego uczucia? A może to ja się mylę? I darzy
Ludmiłę prawdziwym, szczerym uczuciem?
- Wow -
wydukałam jak skończył. - To było bardzo ładne. Naprawdę,
podobało mi się. Pewnie pisałeś ją z myślą o Ludmile?
Specjalnie o to zapytałam. Może i jestem wścibska, ale chcę
wiedzieć.
- Nie -
zaprzeczył krótko. Widziałam zakłopotanie plątające się
na jego twarzy. W końcu zdecydował się coś odpowiedzieć: -
Rozstaliśmy się dwa dni temu. A co do piosenki... To masz rację,
ale nie myślałem o niej. Myślałem o kimś innym.
O
proszę. Verdas się zakochał. Mam nadzieję, że to nie jest taka
jędza, jak Panienka Ferro... Tylko się chłopak przy niej marnował.
Co nie zmienia faktu, że zdziwił mnie tym.
-
Ahaa... - jęknęłam. - To może... Może spróbujemy to
skończyć?
Przytaknął mi i zabraliśmy się do pracy. Po kilku godzinach -
całe szczęście - piosenka była gotowa. Bardzo mi się podobała,
tekst miał bardzo głębokie przesłanie. Melodia była delikatna
dla ucha, mimo, że prosta to bardzo ciekawa. Oczywiście, nie
obeszło się bez drobnych sprzeczek między nami, ale myślę, że
nie wpłynęło to zbytnio na ogólny całokształt ,,dzieła”.
Podczas ostatniego sprawdzenia, czy nie potrzeba żadnych poprawek
wykonaliśmy utwór. To było niesamowite... Leon patrzył mi
cały czas w oczy, uśmiechając się delikatnie. Jego śpiew był dla
moich uszu jak najwspanialszy aksamit, miarowe szarpnięcia za struny
mieszały się z naszymi współgrającymi głosami.
Jak
to mówią, ,,nic nie może wiecznie trwać”. Piosenka się
skończyła, a w drzwiach stała przeszczęśliwa pani Verdas.
Wzdrygnęłam się i odskoczyłam od równie zdezorientowanego
chłopaka.
- To ja
już pójdę - zdołałam wymruczeć. Wyminęłam mamę Leona w
drzwiach.
Za
sobą słyszałam cichnące z każdym krokiem urywki ich rozmowy,
która krążyła głównie w okół mojego tematu.
Pospiesznym krokiem wracałam do domu. Po drodze spotkałam sie z
Cami, którą niestety musiałam spławić. Pytała o Leona i
tak dalej, dlatego wolałam uniknąć tego niezręcznego tematu.
Będąc już w domu zostałam zasypana pytaniami - tata, Angie, Olga
i Ramallo nagle się mną zainteresowali. Bez przywitania, w ciszy
przemknęłam do swojego pokoju. Złapałam się za głowę i
chodziłam w tę i wewte po pokoju. Kiedy znalazłam sobie
odpowiednie miejsce na parapecie, usłyszałam skrzypnięcie drzwi.
- Mogę
wejść?
-
Pewnie, Angie. - zeskoczyłam z drewnianego blatu, przy okazji
zrzucając z niego ramkę na zdjęcia. Rozbiła się.
Szybko ukucnęłam i zaczęłam zbierać odłamki szkła. Ciocia
lekko się wzdrygnęła i rzekła:
- Pomogę
Ci.
-
Poradzę sobie - zatrzymałam ją. - Co Cię do mnie sprowadza?
- Jesteś
zła? - zapytała. - Albo może głodna? Jesteś jakaś nerwowa...
Masz okres? - zawiesiła się i na mnie spojrzała. - Chodzi o
Leona... Prawda?
- Nie! -
szybko zaprzeczyłam - Jestem zmęczona. Idę się wykąpać -
wyrzuciłam odłamki szkła do kosza na śmieci. Angeles spojrzała
na mnie smutno i skierowała się do drzwi.
- Jak
wolisz, Violu. Dobranoc.
Westchnęłam ciężko i tak jak wcześniej mówiłam - poszłam
pod prysznic. Krótki, aczkolwiek przyjemny pozwolił mi się
zrelaksować.
Wróciłam do pokoju i chwyciłam pamiętnik. Zapisałam w nim
wszystko, co się dziś zdarzyło i odłożyłam go na półkę.
Już miałam gasić lampkę, ale moją uwagę przykuło zdjęcie.
Leżało pod parapetem. Sięgnęłam po nie i przejechałam po nim
opuszkami palców.
- Mamo -
szepnęłam. - Tęsknię za tobą, wiesz? Bardzo chciałabym, żebyś
tu teraz ze mną była i... - uroniłam jedną łzę. - Kocham Cię.
Przytuliłam zdjęcie do piersi i przykryłam się kołdrą. Po kilku
chwilach zasnęłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No.
Witam, witam.
Ktoś tu jeszcze w ogóle zagląda?
Nie?
Szkoda trochę.
Trochę długo mnie tu nie było... Przepraszam. Rozdział miałam napisany już dawno, a teraz tylko dopisałam końcówkę. Nie będę się tu chyba za bardzo rozwodzić, co?
Macie trochę Leonetty (niekoniecznie szczęśliwej hyhy).
Chcecie kolejny rozdział? Bo napiszę go dopiero wtedy, kiedy będę wiedziała, że ktoś faktycznie to coś czyta...
Ja się żegnam, kiedy next nie wiem.
Papa! <3