niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 1



"Mogłabyś trochę uważać"

    Obudziłam się dość późno jak na mnie, bo była godzina prawie jedenasta. Leniwie przetarłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dobrą chwilę zajęło mi ogarnięcie gdzie teraz jestem, bo jeszcze dwa dni temu byłam na całkiem innym kontynencie. Ale nic, czas wstawać. Podniosłam niechętnie swoje zwłoki z materaca i podreptałam w kierunku szafy. Po wybraniu odpowiedniego stroju moim celem było doprowadzenie siebie do porządku. Kierunek - łazienka! Po wejściu do dość dużego pomieszczenia, wzięłam prysznic. Spędziłam pod nim około pół godziny, bo gdybym siedziała tam dłużej to by mnie chyba zastał wieczór. Po skończonej czynności wysuszyłam włosy, ubrałam się i zrobiłam jak zwykle z resztą delikatny makijaż. Zeszłam na niższe piętro mieszkania, a tam zastałam tatę i Ramallo przeglądających jakieś papiery.
- Dzień dobry - przywitałam się. Oni od razu oderwali się od pracy.
- Dzień dobry - powiedzieli razem z uśmiechem. - Jak się spało? Nie gniewaj się, ale zjedliśmy już śniadanie. - dodał tata.
- Spało mi się wspaniale! Już kocham to miejsce. I nie gniewam się - uśmiechnęłam się do nich i pognałam w stronę kuchni, gdzie zastałam Olgę pichcącą coś co pachnie naprawdę bosko. Po chwili zorientowała się, że tu stoję i mnie przytuliła.
- Dzień dobry kochanie. Już podaję ci śniadanko - powiedziała radośnie i tak jak wcześniej wspomniała, na stole po chwili pojawiło się jedzenie. Zjadłam i grzecznie podziękowałam, a następnie udałam się do biura taty, bo tam właśnie się znajdował.
- Hej tato, mam pytanie - zaczęłam. - Bo chciałam się spytać, czy mogę wyjść gdzieś na spacer? - spytałam niepewnie. Wątpię żeby się zgodził, nigdy mnie nigdzie samej nie puszczał.
- No nie wiem... A jak ci się coś stanie? - uniósł jedną brew i założył ręce na pierś.
- Nic mi się nie stanie. Obiecuję - położyłam rękę na piersi w geście złożenia obietnicy. - Prooooszę - zrobiłam minę małego szczeniaczka.
- No dobrze, niech ci będzie. Ale wróć przed obiadem, bo przyjdzie twoja ciocia i babcia. - pocałował mnie w czoło i pokazał gestem, żebym poszła na wymarzoną przechadzkę.
         Buenos Aires jest piękniejsze niż mogłam je sobie wyobrazić. Tak dużo tu zieleni, i te ogromne wieżowce! Jestem teraz w takim przepięknym parku, w którym jest duży staw. Wzdłuż długiej drogi porozstawiane są małe ławeczki. W okół mnie biegają wesołe i rozkrzyczane dzieci, i gdy widzę tylko te uśmiechy na ich twarzach momentalnie pojawia się też i na mojej. W końcu mogę gdzieś wyjść, sama. Tak się cieszę, że normalnie nie mogę. Ale chyba trochę przesadziłam z tą radością, bo na kogoś wpadłam, a dokładniej na jakiegoś chłopaka.
- Przepraszam, to moja wina. Jestem trochę zamyślona - wytłumaczyłam się i delikatnie uśmiechnęłam.
- Tak, twoja wina. Mogłabyś trochę uważać - warknął chłopak, a mój uśmiech znikł. To ja tu próbuję być miła, a ten zrzuca wszystko na mnie? Pff!
- Próbowałam być miła, ty też byś mógł! - wycedziłam. On w końcu podniósł swoją głowę, i mogłam mu się dokładnie przyjrzeć.
Chłopak był wysoki, dobrze zbudowany i ogółem przystojny. Włosy postawione na żel, czarne jeansy, skórzana kurtka i jeszcze ta guma którą tak bezlitośnie żuje i mlaska. Co za koleś! Mógłby być choć trochę milszy, nie zaszkodziłoby mu to...
- Bo? - prychnął. - Co mi zrobisz? - powiedział z ironicznym uśmiechem na twarzy. - Z resztą, nie ważne. Mam ciekawsze zajęcia niż użeranie się z taką... Dziewczynką.
- Ej, uważaj sobie. Nie jestem mała, to po pierwsze. A po drugie: to dobrze, że idziesz bo już mi się nie dobrze od ciebie robiło! - dogryzłam mu, a on wymamrotał coś pod nosem i poszedł. Nie znoszę takich typków. Udałam, że zdarzenie sprzed kilku minut nie miało miejsca i ruszyłam w dalszą drogę. Włożyłam słuchawki do uszu i usiadłam na odległej od pozostałych ławeczce. Napawałam się spokojem, ciszą i wolnością.
        Wyjęłam telefon z kieszeni, by zmienić piosenkę. Gdy ujrzałam wyświetlacz telefonu to się przeraziłam... Jest już około szesnastej, a powinnam być w domu najwyżej o czternastej trzydzieści. Zebrałam swoje rzeczy i szybkim krokiem ruszyłam w stronę mojego domu. Po drodze kilka razy prawie się przewróciłam, ale na szczęście nie spotkałam tego obleśnego chłopaka.
        Doszłam na miejsce w dziesięć minut. Do domu wparłam jak oparzona, a w salonie zastałam tatę i jak myślę ciocię.
- Violetto, nareszcie jesteś! Gdzieś ty była?! - krzyknął tata wstając z siedzenia. - Porwali cie? Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? - zasypywał mnie pytaniami.
- Tak, tatusiu. W Buenos Aires jest tak pięknie, że straciłam poczucie czasu - powiedziałam z uśmiechem nr. 5 czyli "Ja nic nie zrobiłam" a on westchnął.
- Dobrze, więc może poznam cię z Angie. To jest  twoja ciocia, babcia nie mogła dziś przyjść. Wpadnie w ciągu tygodnia - poinformował mnie i wskazał dłonią na ładną i młodą kobietę.
- Witaj, Violu - ciocia wstała i podeszła bliżej mnie. Przytuliła mnie mocno, a ja odwzajemniłam uścisk. - Tak bardzo mi ciebie brakowało. Jesteś taka podobna do mamy, śpiewasz? - spytała a tata głośno kaszlnął tak, bym nie usłyszała ostatniego słowa.
- Co? Nie, nie mam talentu do śpiewania. - odparłam. - A poza tym tata tego nie lubi... - wyszeptałam jej na ucho. Usiedliśmy w salonie jedząc pyszne ciasto Olgi, rozmawialiśmy i nadrabialiśmy stracony czas. - Bardzo was przepraszam, ale jestem już trochę zmęczona. Nie obrazicie się jak pójdę do pokoju? - spytałam. Oni pokiwali twierdząco głowami, a ja ruszyłam do siebie. Wyjęłam z szafy pidżamę i wzięłam długą, odprężającą kąpiel. Bardzo tego potrzebowałam, ostatnio dość dużo się działo. Przeprowadzka, nowe otoczenie, rodzina i jeszcze odeszła moja guwernantka. W sumie to dobrze, bo była okropna. Nienawidziłam jej szczerze mówiąc nawet bardziej niż Jade, której dzisiaj o dziwo prawie nie widziałam. Po około godzinie wyszłam z wanny, przebrałam się i położyłam spać.
        Od co najmniej godziny męczę się nad zaśnięciem. Nienawidzę tego, gdy próbuję, przewracam się na każdy bok i nadal nic. Zapaliłam lampkę stojąca na szafce obok łóżka i z szuflady wyjęłam pamiętnik. Słowa same wylewały się na papier, nie panowałam nad tym. Tak naprawdę, to ja tylko trzymałam w ręce długopis, to było silniejsze ode mnie. Pisałam z serca, i po jakimś czasie miałam pierwszą zwrotkę piosenki. Bardzo lubiłam śpiewać, i nadal lubię ale nie mam pojęcia dlaczego tata ma takiego bzika na tym punkcie - od śpiewania przecież nic mi się nie stanie. Ale nie będę się teraz nad tym zastanawiać, spróbuję jeszcze raz zasnąć. Odłożyłam fioletowy zeszyt i zgasiłam lampkę. Musiałam przelać myśli na papier, bo po niespełna piętnastu minutach zasnęłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hay! Rozdział pierwszy, tak jak obiecałam. Dzięki za miłe komentarze, i mam wielka nadzieję, że w tym rozdziale również pojawi się kilka c: Ahh, nie bijcie mnie za "bad Leona" XD I cokolwiek się będzie działo w tym opowiadaniu, pamiętajcie : TO JEST BLOG O LEONETCIE, bo nie chcę nieporozumień. No więc to chyba tyle, biorę się za pisanie rozdziału drugiego! Pozdrawiam!

Malffu Verdas Jackson 


6 komentarzy:

  1. Super! Nie moge doczekać się następnego;)

    OdpowiedzUsuń
  2. uuu...zly leon, zly! niedobry! fuj...! xD
    ach...jak ja sie nie moge doczekac kolejnego rozdzialu...
    ciekawa jestem ja to sie stanie ze jednak bedzie leonetta!
    to jakas jedna wielka niewiadoma!
    supcio rozdzial i czekam na next!
    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudny :*
    Bardzo mi się podoba :)
    Życzę weny i czekam n kolejny cudny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! Naprawdę mi się podoba twój blog. Zły Leon:D Niezłe :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Leoś,Leoś,nie wolno być niegrzecznym !! Mamusia zbije po rączkach !! :D
    Naprawdę świetny rozdział .Mnie też wkurza to,że jak blog jest o Leonetcie a ja kiedyś "wprowadziłam" (nawet nie naprawdę) Leonescę to już od razu hejty...Ale spoko, tutaj tak nie będzie :)
    Rozdział ogółem cudny,idę czytać next :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę fajnie piszesz . :D .
    Czekam na kolejny rozdział . :) .

    OdpowiedzUsuń