"Lecisz na mnie"
- No dobrze... - mruknęłam. - Chodź do stołu. - pociągnęłam go za rękę, przy okazji zamykając drzwi wejściowe. - Aha! Jeszcze jedno... Nie znamy się.
- Ta, nawet mogę się do ciebie nie odzywać - wyszczerzył się głupio, przez co oberwał ode mnie w głowę. Popatrzył na mnie tak, że miałam wrażenie, że zaraz mi coś zrobi ale na szczęście w porę obok nas znalazła się Pani Veronica.
- Oh, Leoś! Jak fajnie, że już jesteś. A tobie słoneczko - zwróciła się do mnie. - jak podoba się mój kochany synek?
Spojrzałam na nią, a później na niego który przybrał ciekawy wyraz twarzy.
- Jest... zaskakujący - odgarnęłam włosy i podążyłam w kierunku jadalni. - Chyba zaskakująco głupi... - mruknęłam do siebie znajdując się na tyle daleko, by nikt mnie nie usłyszał.
Przy stole rozmawialiśmy, śmialiśmy się i było całkiem fajnie. Leon i tata zachowywali się przyzwoicie, ja i ciocia patrzyłyśmy na nich zdziwione, Jade oglądała swoje paznokcie, Matias jadł a Ramallo kłócił się z Olgą.
- Violetko, może weźmiesz kolegę do swojego pokoju? - spytała przesłodzonym głosem Jade a ja zakrztusiłam się herbatą, którą wcześniej piłam. Gdy już się ogarnęłam popatrzyłam na rozbawionego Leona. Ja i on w jednym pomieszczeniu? Za jakikolwiek zgon nie odpowiadam.
- Ta... - warknęłam i pociągnęłam chłopaka za rękę. - Chodź.
W moim pokoju szanowny Pan Verdas wziął sobie mojego laptopa i rzucił się na łóżko.
- Ekhem... - odchrząknęłam a on nawet nie spojrzał na mnie. Okej, więc trzeba to zrobić w inny sposób. Wyrwałam mu komputer z rąk i spojrzałam na wyświetlacz.
- Co ty se robisz?! - podniósł się.
- Ah, no tak... Zapomniałam, że jesteś u siebie i możesz robić co chcesz, jak na przykład siedzenie na mailu... - skierowałam wzrok na urządzenie i rozszerzyłam źrenice. - To mój mail idioto! Jak możesz być taki okropny?
- Po pierwsze: nie moja wina, że się nie wylogowałaś. A po drugie: jeszcze nic nie przeczytałem.
- Muszę sobie założyć hasło... - mruknęłam i schowałam ten nieszczęsny przedmiot do szafki. Usiadłam przy biurku a on powrócił do mojego miękkiego materaca który już pewnie zdążył przesiąknąć toną męskich perfum.
Siedzieliśmy tak w ciszy przez dość długi czas.
- Zaśpiewaj coś - powiedział patrząc w sufit. Popatrzyłam na niego pytająco.
- Nie... - zaprzeczyłam, ale mi przerwał.
- Nie poprosiłem cię o to. Masz zaśpiewać - popatrzył na mnie a moje ciało przeszedł dreszcz.
- Em... Okej. - podeszłam do keyboardu. Przejechałam dłonią po wszystkich klawiszach i miałam zacząć grać, ale zatrzymałam się. - Później ty mi coś zaśpiewasz. To nie było pytanie - mruknęłam z udawaną pewnością siebie. Zaczęłam grać, na początku trochę się bałam, ale później jakoś poszło.
- No, Castillo... Muszę przyznać, że nie jesteś najgorsza - zaśmiał się a ja wywróciłam oczami.
- Teraz ty - rzekłam i zepchnęłam go z łóżka. Zgromił mnie wzrokiem i wziął gitarę leżącą w kącie pokoju.
Jeszcze nigdy nie słyszałam jak śpiewa. I to był mój błąd. Siedziałam jak zahipnotyzowana i wlepiałam wzrok w młodego Verdasa. Musze przyznać, że śpiewa lepiej od Diego. Nie mówię, że on robi to źle, ale mimo wszystko on robi to tak niesamowicie...
- Violetta! - wrzasnął. Zorientowałam się, że dzieli mnie z nim kilka centymetrów.
Odsunęłam się od niego gwałtownie przez co spadłam z krzesła. Zaczął się śmiać, przez co oberwał poduszką.
- Ej! Co ja ci dzisiaj zrobiłem? Ciągle od ciebie za coś dostaję! - założył ręce na pierś. - A poza tym, mówiłem do ciebie cały czas i pytałem, jak podobała cię się piosenka. Ale z tego co widzę, chyba nie...
- Nie, nie, nie! Leon, piosenka jest prześwietna! Masz cudowny głos, po prostu ręce mi opadły! Do tego to jak grasz, jak czujesz tę muzykę, twoja krew jest nią przepełniona i...
- Lecisz na mnie - stwierdził przerywając mi. Spojrzałam na niego tak, jakbym właśnie zobaczyła go w samych bokserkach. Znaczy... To nie było trafne porównanie. W każdym bądź razie, wiecie, o co mi chodzi.
- Cooo?
- Jak inaczej? Gdybym ci się nie podobał, nie gadałabyś o mnie jak nakręcona. Widać to. Kto by nie leciał na boskiego Leona Verdasa? - wskazał dłońmi na siebie a ja uderzyłam otwartą dłonią w czoło.
- No ja na przykład? - wybuchłam głośnym śmiechem.
Odchrząknął kpiąco. Jedyna osoba, w jakiej ja mogłabym się zakochać, to przystojny Hiszpan. Po chwili usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Przepraszam, kochani. To tylko ja! - pisnęła radośnie Olga i położyła na biurku dwa talerze. Jeden z owocami i drugi z ciastkami. - Już wam nie przeszkadzam, gołąbeczki. Tak słodko razem wyglądacie!
Cała od środka się zagotowałam. Wygoniłam ją z pokoju i osunęłam się na drzwiach.
- Widzisz, nawet ona to zauważyła - podszedł do mnie blisko. A nawet za bardzo.
- Em... Może zmieńmy temat. - rozejrzałam się dookoła. - To może... To... Ciasta? - wepchnęłam mu mały kawałek szarlotki do ust i wywinęłam się od niego. Odetchnęłam z ulgą i chwyciłam jabłko.
- Okeej... Nie to nie - wzruszył ramionami i wytarł kącik ust od wypieku.
Tym razem ja siedziałam na moim pachnącym łóżku a on przy biurku. Przyłożyłam twarz do poduszki i kichnęłam trzy razy pod rząd.
- Ile ty używasz tych perfum?
- Tyle, ile trzeba.
- Dobra, jak sobie chcesz - mruknął i otworzył moją szafkę.
- Ej, ej, ej! Na laptopa się mogę zgodzić, ale to już przesada! - momentalnie znalazłam się obok niego i wyrwałam mu MÓJ pamiętnik, w którym nawypisywałam najokropniejsze rzeczy o Leonie, najlepsze o Diego, gdzie znajduje się moja historia.
- Spoko, sorry - podniósł ręce tak, jakbym była policjantką. Wrzuciłam zeszyt do szafki razem z laptopem i ją zakluczyłam. Położyłam się na łóżku obmyślając, czy mam coś jeszcze co zachce mu się wziąć.
Zrobiło się strasznie nudno, on grzebał w telefonie a ja gapiłam się w sufit.
- No więc jak tam u ciebie i Ludmiły? - spytałam w końcu. Spuścił wzrok a ja się zakłopotałam. - Przepraszam, nie wiedziałam...
- Nie - przerwał. - Teraz się kłócimy, o ona sądzi, że ja ją zdradzam... A z resztą, co ja ci będę mówić.
Później siedzieliśmy już tylko w niezręcznej ciszy. Po około godzinie chłopak wrócił do domu. Streściłam dzień w zeszycie i położyłam się spać.
***
Następnego dnia obudził mnie telefon. Jak się okazało, ZNOWU był to Diego. Po krótkim wygarnięciu mu, że nie daje mi się nigdy wyspać ogarnęłam się i poszłam w stronę parku, bo o to mnie poprosił.
Dzisiejszy dzień nie zapowiadał się za dobrze. Złamałam obcas w bucie, podarła mi się sukienka, miałam kołtun we włosach i po drodze potknęłam się o wielki kamień. Tsa, moje szczęście.
Na ławce na której zawsze się spotykamy zauważyłam widocznie zdenerwowanego Hiszpana. Uśmiechnęłam się na jego widok i pomachałam mu. Podbiegłam w jego stronę i przywitałam go.
Razem poszliśmy do kina na komedię. Pośmialiśmy się, było fajnie. Postawił mi popcorn i colę, bo oczywiście ja nie wzięłam pieniędzy. Ale to nic, bo później wybraliśmy się na długi spacer.
Pod wieczór, kiedy już zaczęło się ściemniać zrobił coś, czego spodziewałabym się w ogóle. Wyjął zza pleców bukiet czerwonych róż, po czym mi je wręczył.
Kątem oka zauważyłam Leona, który zmierzał w naszym kierunku. Diego wziął głęboki oddech i powiedział:
- Violetto Mario Castillo, czy zostaniesz moją dziewczyną?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hola!
Witam po króciutkiej przerwie.
Dzisiaj rozdział mam nadzieję dłuższy, w którym mamy o wieeele więcej Leosia. Cieszycie się?^^
I tak wiem, że mnie zabijecie, przecież za tego Diego. Ale akcja musi być!
Nie rozpisuję się już, bo teraz oglądam Violettę. Ta, moje ciężkie życie.
Poza tym, jak tam dzionek? Mnie od soboty boli brzuch, głowa i gardło a doktorka mówi, że "to nic takiego, weź se witaminkę". Sorry was bardzo, ale zaraz normalnie eskploduję!
UGRH!
Dobra, raz, dwa trzy... Jest okej. Nie męczę was już, do następnego! <3
Malffu Verdas Jackson